31 lipca na terenie mojej bazy pszczelarskiej w Niezabyszewie, odbyło się spotkanie z udziałem pszczelarzy z całego kraju, w tym z Podkarpacia, a celem było zapoznanie z procesami leczenia pszczół, wykonywanie mieszaniny ALFA-5,
jej zastosowanie i zapoznanie z nowym ulem / wizyta na pasiece z nowymi ulami/ Właśnie na tym spotkaniu dowiedziałem się o katastroficznie niskich zbiorach miodu na Podkarpaciu i w niektórych innych rejonach naszego kraju.. Tego roku wożąc miody na Podkarpacie byłem w kilku pasiekach, miałem nadzieję że znajdę jakieś nieprawidłowości w rodzinach pszczelich. Poza nielicznymi przypadkami drobnych niegroźnych zjawisk nie doszukałem się niczego co mogłoby spowodować pszczele przyczyny słabych zbiorów.
Tegoroczna wiosna była bardzo zimna i wilgotna w całym kraju. Pszczoły wiosną rozwijały się słabo na terenie całego kraju. Jak przez poprzednie lata u nas na Pomorzu było o ok 4 – 8 stopni zimniej niż na Podkarpaciu, to tego roku temperatury były zbliżone- raz było u nas zimniej raz cieplej. Obfite deszcze jakie padały w południowej Polsce były tego przyczyną, że było tam tego roku znacznie zimniej niż przez minione lata, ale średnia temperatur nie była niższa niż na Pomorzu.
U nas mszyca pojawiła się już ok. 12 kwietnia- była na wierzbach. Później opanowała drzewa owocowe i drzewa leśne jak sosnę, modrzew, a także była na buku i dębie. Wiosna jak wspomniałem była zimna i wilgotna, więc wg dotychczasowego mojego pojęcia mszycy nie powinno być, ale była i dlatego kompletny brak mszycy na Podkarpaciu nie jest zjawiskiem naturalnym.
Jak rozmawiałem z pszczelarzami - podnosili oni ten fakt , że było zimniej niż zwykle. Ale widząc potężne rodziny u moich kolegów na Podkarpaciu, powątpiewałem od samego początku że powodem słabych zbiorów miodu jest to zimno. Taką swoją wątpliwość wyjawiłem również pszczelarzom jacy byli u mnie na spotkaniu. W wilgoci mszyca rozwija się dobrze wiec jeśli była u nas przy mniejszej wilgotności to dlaczego jej brak na Podkarpaciu przy wilgotnosci większej i w terenie górskim gdzie jest dużo skłonów południowych na które słońce pada pod kątem prostym, więc warunki termiczne są wręcz inkubatorowe.
Ok 2 miesiące temu zadzwonili do mnie dwaj pszczelarze, jeden z okolic Sanoka drugi chyba spod Nowego Sącza z konkretną informacją – w zasadzie w 100% wyjaśniającą przyczynę braku miodu na Podkarpaciu tego roku. Otóż ub roku jak też tego roku jedna z firm chemizacyjnych dysponująca helikopterem do chemizacji / do oprysków. / , proponowała jednostkom administracyjnym na Podkarpaciu takie usługi- przeciwko komarom. I wykonano je na całym Podkarpaciu i w Sudetach- bo też mam taką informację. . Zastosowano kilka grup środków chemicznych zwykłych i z grupy systemicznych srodków owadobójczych, pryskając wszystko na co po drodze natrafili. Oprysliwali lasy, zbiorniki wodne, a także bawiące się dzieci na podwórkach i jak jeden z pszczekarzy donosi , że helikopter przeleciał i pryskał cieczą która potem szczypała w oczy i na twarzy- nad jednym z przedszkolnych placów zabaw z bawiącymi się tam dziećmi.
Z dotychczasowej wiedzy uzyskanej od tych pszczelarzy wynika że stosowano kilka środków i są w tym środki niedozwolone do stosowania w takich okolicach.
Zważając na to, że systemiczne środki stosowanie jednorazowo na uprawy usuwane z pola trują owady przede wszystkim w roku oprysku przez kilka miesięcy, o tyle te same systemiczne środki owadobojcze zastosowane na drzewa trują owady na tych drzewach conajmniej przez 3 lata intensywnie i potem progresywnie coraz mniej - nawet do 10 lat. Prawie identycznie jest z środkami niesystemicznymi- które zastosowanie w lesie krążą w leśnym środowisku latami. Po zastosowaniu u nas na Pomorzu preparatu AMBUSZ 250 EC - na mniszkę brudnicę, życie biologiczne w lasach zamarło właśnie na 10 lat. W lasach w tym okresie nie było słychać śpiewu ptaków, zniknęły zające, dzięcioły, a karasie w naszych licznych jeziorkach leśnych przez 3 lata padały- grzybiarze sygnalizowali o tych zjawiskach. Każdy owadobójczy środek chemiczny zastosowany w lesie działa systemicznie – nawet wtedy gdy środek nie ma wyraźnych cech działania sytemicznego.. Padające z powodu działania środka owady i ptaki są pożywieniem dla wielu zwierząt żyjących w lasach więc oprócz wytwarzania trucizn przez rośliny leśne- po takim oprysku, , środek chemiczny wprowadzany jest w leśny ekosystem. Wiele owadów żywi się odchodami zwierząt które wchłonęły środek chemiczny. Całość zjawisk sprawia że zastosowanie środka chemicznego w lasach rujnuje cały ekosystem na kilka lat, który nie oszczędza nawet lisów które zdawałoby się są na końcu tego systemu związanego z krążeniem środka chemicznego w lesie po oprysku. Dodatkowo zachorowalność dzieci do 10 roku życia na choroby metaboliczne, oraz nowotworowe m.in na białaczkę w ciągu 5 lat od tych oprysków AMBUSZEM 250 EC wzrosła dziesięciokrotnie.. Fakt ten pojawił się nawet w prasie ale potem o tym zapomniano. Zarówno AMBUSZ 250 EC jak też stosowane obecnie często w lasach RIMON 100 EC oraz IKARU 95 EC nie zaliczają się wg etykiet do środków systemicznych, lecz zastosowanie ich w lesie w każdym przypadku dotąd skutkowało zrujnowaniem ekosystemu. Po oprysku tymi środkami interesująca nas mszuca nie pojawia się na drzewach nawet przez 10 lat.
Ja w tym okresie, kiedy zastosowano u nas AMBUSZ 250EC / były to lata 80-te/ pracowałem w PGR-ach i miałem stosunkowo niewielką pasiekę- Jeśli dobrze pami etam miałem wtedy ok 50 uli. Dobrze pamietam że przez 3 kolejne lata po oprysku AMBUSZEM 250 EC nie mogłem się dochować silnych pszczół – ani jedna rodzina w tym okresie nie zagospodarowała więcej jak 2 korpusy wielkopolskie.- Nie udawało się też zebrać więcej niż 5 kg miodu z ula.
Nasze pojęcie o miodowaniu roslin jest wypaczone przez uczłowieczanie i klinizowanie zjawisk pszczelich, Np przypisujemy zbiory miodu lipowego kwiatom lipy a okazuje się że przede wszystkim jest to spadź lipowa nadająca lipowemu miodowi kolor zielony. Stosunek miodu z kwiatu lipy do miodu powstajacego ze spadzi na lipach, jest jak 1:10 a nawet 1: 50. Więc jak zabraknie mszycy na lipie to miodu po prostu nie da się zebrać. Taka sama sytuacja jest z rosą zbożową i wieloma innymi przypadkami łącznie z spadzią jodłową którą szczyci się Podkarpacie produkując piękny ciemny smaczny spadziowy miód.
Zważając na moje doświadczenia w zakresie konsekwencji zastosowania systemicznych środków owadobójczych na plantacjach zblokowanych , w tym na tereny zadrzewione przewiduję, że Podkarpacie po tych opryskach pozbyło się miodu conajmniej na 3 lata, a jeśli to były środki o ponad 30 dniowym okresie działania jak np na rzepaku mospilan , to nawet przez 10 lat b ędą koledzy pszczelarze z Podkarpacia odczuwać skutki tych oprysków. Jak donoszą koledzy już zamarło biologiczne życie w tych miejscach gdzie dokonano tego oprysku. Zniknęły wprawdzie komary ale także nie ma czyścicieli biologicznych – czyli os i szerszeni /patrz temat znaczenie os w zdrowotności pszczół i występowaniu spadzi/ Wśród owadów czyścicieli srodowiska zniknęły również na pewno chsząszcze gnojaki usuwające zwierzece odchody, Rozmawiając z kolejnymi pszczelarzami donoszą że ptaki masowo padają nawet z dala od tych opryskanych miejsc- jeden z pszczelarzy znalazł dwa dzięcioły nieopodal swojej pasieki. więc jeśli w upalne lato przyszłego roku pojawi się w tym rejonie tyfus, czerwonka, cholera czy inne choroby to będzie to w prostej linii konsekwencja tych oprysków. Na plantacjach opryskanych grzybiarze widują padniete zwierzęta, co przy obfitości lisów szybko sprzątających padlinę, wskazuje na padnięcia bardzo intensywne. Często podczas rozmów z pszczelarzami pojawia się taki osąd że był ten oprysk daleko od mojej pasieki – np 10 km. Oświadczam że skutki oprysku lasów na większych obszarach odczuwalne są nawet z odległości 100 km i to właśnie dotyczy pszczół. W tym momencie trzeba by było żeby kompetentne instancje przebadały oczka wodne, jeziora i ludzi w rejonie opryskow. W Polsce jest to niemożliwe ponieważ nie ma na terenie kraju takiego laboratorium żeby taką małą zawartość środka można było stwierdzić w organiźmie dziecka, dorosłego człowieka czy w roślinie, np w drzewie.
Decyzje o opryskach większych obszarów leśnych nie powinni podejmować nadleśniczy w porozumieni u z oraganami administracji terenowej - jak to teraz się dzieje, lecz centralne władze kraju- w przypadkach wyjątkowo uzasadnionych. Władze w końcu kiedyś muszą zrozumieć że każdy owadobójczy oprysk w lesie niszczy jego ekosystem i ma zdecydowany wpływ na gospodarkę pszczelarską w tym rejonie w kilku najbliższych latach, a także rujnuje biologiczne życie tego lasu na kilka najbliższych lat.
Z najgorszych dla człowieka włściwości owadobójczych systemicznych środków jest właściwość nagromadzania się go w organiźmie. Środek systemiczny wchodzi w łatwą symbiozę z substancją organiczną- przede wszystkim z białkiem i jeśli wejdzie do organizmu to żadna siła go z niego nie usunie. Nie są też skuteczne żadne znane odtrutki, a odtrutki biologiczne takie jak mleko, jajko, miód usuwają te środki opornie. Szacuje się że po wchłonięciu substancji aktywnej z owadobójczego środka systemicznego jego ilość w organiźmie zmniejszy się o połowe dopiero po 20 latach. - pod warunkiem że organizm nie wchłonie następnej porcji.
Czarno widzę zbiory miodu na Podkarpaciu w przyszłych latach a swoje osądy opieram przede wszystkim na tym czego sam doświadczyłem. Odsyłam w tym miejscu do mojej strony internetowej do tematu CCD w którym w miarę dokładnie opisałem swoje badania po zastosowaniu systemicznych środków owadobjczych w rzepaku. Może to stanowić całość z tym co w tym roku stało się z zbiorami miodu na Podkarpaciu i co nastąpi tam w przyszłych kolejnych latach. Jestem w 90% pewien że moje przewidywania się potwierdzą – chociaż dla dobra kolegów pszczelarzy z Podkarpacia chciałbym się mylić. Przewiduję że sporadycznie wytwarzana spadź będzie w niezauważalny sposób truła pszczoły. Jeśli na roślinach w większym stopniu się pojawi to pszczoły zbierając tego więcej, tak samo się będą truły za 5 lat, jak pierwszego roku po oprysku , kiedy spadź wystąpi w ilościach szczątkowych, ponieważ będzie na początku bardzo mocno truta bezpośrednio mszyca, a właściwie larwy mszycy.. Tegoroczne przypadki przynoszenia przez pszczoły miodu gryczanego w mojej pasiece z odległości 5 – 6 km świadczą o tym że również produkowana zatruta spadź będzie conajmniej z takiej odległości truła pszczoły przez kilka lat, i skutkować będzie tym że czerwiu będzie nawet dużo, ale przybytku pszczół w ulach niewiele – wystarczać ich będzie jedynie najwyżej na przeliczeniowe dwa korpusy wielkopolskie.
Ten temat tak jak każdy inny tego typu trzeba wszystkimi sposobami nagłośnić i spowodować reakcję naszych władz i ośrodków naukowych. Doświadczyłem jednak tych kontaktów i wiem że na samym poczatku padnie pytanie,, KTO ZA TO ZAPŁACI? Więc tak jak to jest w innych tego typu przypadkach tymi tematami trzeba zainteresować media , a ja koniecznie chcę być na takim spotkaniu jeśli do niego dojdzie- niezależnie od tego w którym zakątku kraju to będzie- przyjadę na własny koszt..
Podkreślałem i podkreślam że mamy krańcowo nieudolne centralne władze pszczelarskie i benadziejnie pracujący instytut w Puławach który absolutnie nie zajmuje się sprawami pszczelarzy lecz wyłącznie wysokopłatnymi zleceniami – najczęściej od firm chemiczno – rolniczych.
Swoją drogą nie mogę oprzeć się pewnym skojarzeniom: Jak to się dzieje że w Dolinie Rozpudy ekolodzy zrobili wielkie larum z powodu jakiegoś robaczka czy motyla – ponoć autostrada by mu przeszkadzała. Robili protesty, wychodzili na drzewa, blokowali drogi, a tu gdzie ginie z powodu celowego stosowania środków chemicznych cały ekosystem - nikt się nie odzywa a instytucje pszczelarskie, i czasopisma pszczelarskie milczą jakby bali się temat ruszyć. Nie wierzę w to, że o tym nie wiedzą.......... Wystarczy w gooogle wstukać frazę ,, ODKOMARZANIE " i dowiedzieć się o zakresie tej katastrofy!!!
Zamieszczane na mojej stronie treści można wykorzystywać do celów argumentowania w przypadku podejmowanych interwenci . Osobiście tego roku je również ponowię z szczególnym naciskiem na media.
7305807
1