Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się nieoficjalnie, że w Polsce uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych liczą około 300 hektarów. Dziś już krąży informacja, że ta powierzchnia jest kilkunastokrotnie większa. Czy to prawda?
Być może nawet sami właściciele plantacji nie wiedzą, co mają na polu. W każdym razie, dyskusja wokół przyszłości GMO w Polsce przybiera na sile.
Z badań ankietowych wynika, że aż 60 % Polaków jest absolutnie przeciwna takim uprawom, część dopuszcza stosowanie GMO, ale tylko w paszach importowanych. Dlatego rząd zdecydował, że będziemy krajem wolnym od GMO.
Ale wygląda na to, że to nie możliwe. I to z dwóch powodów. Po pierwsze – Unia daje przyzwolenie na takie uprawy, i raczej nie będzie zgody, by w Polsce było inne prawo. Po drugie – nasi producenci mięsa nie wytrzymają konkurencji z producentami z krajów, w których można stosować tańsze pasze GMO.
Jeśli w Polsce nie będzie możliwości używania takich pasz np. soi, to nasze mięso będzie tak drogie, że nikt go nie zechce kupować. A to byłaby już katastrofa gospodarcza. Tymczasem rządowy program produkcji polskiego białka, które zastępowałoby importowane pasze GMO jeszcze nie wystartował.
Za to jest prawdopodobne, że uprawy GMO będą wchodzić na nasze pola niemal niepostrzeżenie. Unia Europejska a więc i nasz rząd będą wydawać zgody stopniowo na pojedyncze, wybrane odmiany roślin genetycznie zmodyfikowanych.
O przyszłości GMO w Polsce rozmawiać będą:
Marian Zalewski – wiceminister rolnictwa, PSL
Zbigniew Dolata – sejmowa komisja rolnictwa, PiS
Wojciech Pomajda – Klub Poselski Lewica
Zdzisław Czucha - PO
------------------------------
Od miesiąca brytyjskie media prowadzą kampanię przeciwko polskiej wieprzowinie próbując udowodnić, że jest dużo gorsza od angielskiej, bo w Polsce nie przestrzega się praw dobrostanu zwierząt.
Brytyjska telewizja angażuje nawet kulinarne sławy, które wmawiają konsumentom na Wyspach, że w Polsce produkuje się wieprzowinę w sposób niehumanitarny, ponieważ świnie hodowane są na cuchnących fermach, w ogromnym zagęszczeniu, w pomieszczeniach o słabej wentylacji, bez światła, obcina im się zęby i ogony.
Taką sama „relację” z fermy w Polsce przedstawiono w bardzo poczytnym „Daily Mail”.
Jaki jest rzeczywisty powód tej medialnej akcji? Odpowiedź można znaleźć w sklepach, w których mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa robią zakupy i od pewnego czasu bardzo chętnie wybierają polską wieprzowinę. A sprzedaż tej, która została wyprodukowana w Wielkiej Brytanii spadła ostatnio o 40%.
To właśnie dlatego producenci brytyjskiej wieprzowiny uciekają się do wszelkich perswazji, łącznie z kampanią negatywną wobec obcych produktów, by przekonać rodaków do swojego mięsa.
No cóż, musimy bronić dobrego imienia naszych producentów i znakomitej jakości polskich wyrobów. Na wszystkich polskich fermach obowiązują te same przepisy sanitarne i weterynaryjne co w całej Unii Europejskiej.
Wielka Brytania ma wprawdzie ostrzejsze standardy, ale odstępstwa od normy zdarzają się tam zapewne tak samo często jak i w Polsce. Ale w obu przypadkach nie można dokonywać żadnych uogólnień. Warto jednak, na marginesie tej szkodliwej i nieuczciwej nagonki na szynki i pasztety z Polski zastanowić się nad tym, dlaczego my nie potrafimy skutecznie promować naszych produktów, dlaczego nie prowadzimy wielkich kampanii tematycznych, w które angażowałby się całe grupy producentów.
W dodatku już prawie dwa lata przymierzamy się do utworzenia Funduszu Promocyjnego, a zainteresowane strony nie mogą się w tej sprawie porozumieć.
W studiu Tygodnia będą o tym rozmawiać:
Janusz Związek – Główny Lekarz Weterynarii
Tadeusz Blicharski – „Polsus”
Krzysztof Przybyłowski – firma Public Relations
8229627
1