Dorośli, którzy mieszkają pod jednym dachem z dziećmi, zjadają więcej tłuszczu niż osoby mieszkające wyłącznie z innymi dorosłymi.
W ich przypadku nadwyżka tłuszczów odpowiada - średnio - jednej dużej porcji tygodniowo pizzy lub kiełbasy. Do takiego wniosku doszli amerykańscy naukowcy z uniwersytetów stanowych Iowa i Michigan. Zespołem kierowała dr Helena Laroche.
Swoje wnioski Amerykanie oparli na rezultatach badania, jakiemu poddali ponad 6,5 tysiąca ochotników - osób dorosłych od 17 do 65 lat mieszkających razem (niezależnie od stopnia pokrewieństwa) z niepełnoletnimi w wieku poniżej 17 lat. Wyniki ich prac publikuje "Journal of the American Board of Family Medicine".
- Nasze badania wykazały, że ci spośród pełnoletnich, którzy mieszkają pod jednym dachemz dziećmi, spożywają więcej tłuszczów, zwłaszcza nasyconych, niż ludzie, którzy zamieszkują tylko z innymi dorosłymi - powiedziała dr Laroche wykładająca na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Stanowego Iowa. Tłuszcze nasycone występują głównie w produktach pochodzenia zwierzęcego -w maśle, mięsie, śmietanie, słoninie; są one mniej korzystne dla zdrowia człowieka, zawierają bowiem nasycone kwasy tłuszczowe i cholesterol. Z tego powodu negatywnie wpływają na zdrowie, sprzyjają powstawaniu miażdżycy. Nadmierne spożycie tłuszczów nasyconych prowadzi do otyłości, a w rezultacie do cukrzycy, chorób serca i nadciśnienia oraz wielu innych chorób. Z badań amerykańskich naukowców wynika, że osoby prowadzące wspólne gospodarstwo z nieletnimi - w porównaniu z osobami niemieszkającymi z dziećmi - spożywają dziennie 4,9 grama tłuszczów więcej, w tym 1,7 grama tłuszczów nasyconych. Dlaczego tak się dzieje? Dorośli przebywający w towarzystwie dzieci w domu jadają częściej tłuste sery, bitą śmietanę, kotlety, pizzę, słone paluszki, orzeszki, frytki, czipsy oraz inne przekąski.
- W trakcie badań nie zdołaliśmy dowieść, że obecność dzieci w gospodarstwie domowym skłania dorosłych do stosowania diety zwiększą ilością tłuszczu. Nie wiemy, jaki mechanizm sprawia, że tak się dzieje. Powody tego mogą być różne. Podejrzewamy, że jednym z nich jest to, że dorośli, chcąc się przypodobać dzieciom, akceptują w swojej diecie ich upodobania - dla tak zwanego świętego spokoju - powiedziała amerykańska badaczka. - Ale więcej do powiedzenia będą mieli na ten temat socjologowie niż dietetycy i lekarze - przyznała dr Helena Laroche.