Rosyjskie embargo na dostawy towarów z Unii Europejskiej wpłynęło na sytuację firm transportowych u nas i sąsiadów.
Polacy tracą
Sankcje mogą uderzyć nie tylko w producentów żywności, ale też w polskie firmy przewozowe. Jak twierdzi Tadeusz Wilk ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce: - firmy z tej branży nie znajdą nowych zleceń, będą mieć kłopoty. Przewoźnicy z krajów zachodnich praktycznie nie uczestniczą w przewozach do Rosji; specjalizuje się w tym Polska oraz Litwa, Łotwa, Estonia, Słowacja, Czechy i Bułgaria. Jednak spośród tych krajów to właśnie Polska jest absolutnym liderem w przewozach do Rosji. Wobec tego na embargu my możemy stracić najwięcej - podkreślił.
Już na początku sierpnia Zrzeszenie wystosowało sierpnia listy do wicepremierów - ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego oraz minister infrastruktury i rozwoju Elżbiety Bieńkowskiej - z prośbą o rekompensaty dla przewoźników, w których pisano: - Na kierunku wschodnim operuje ponad 3 tys. polskich firm przewozowych, wykorzystujących ponad 30 tys. pojazdów. Polscy przewoźnicy drogowi wykonują do Federacji Rosyjskiej około 270 tys. jazd rocznie. Szacujemy, że wartość przychodów z tytułu tych przewozów to kwota co najmniej 700 mln euro. Przy czym zdecydowana większość pojazdów (szacowana na ponad 60 proc.) wykonywana jest pojazdami chłodniczymi.
Na Wschodzie różnie
Jak podaje"Komsomolskaja Prawda w Biełorussii", wprowadzone embargo jednym przewoźnikom przynosi zyski, a innym straty. Z cytowanych wypowiedzi przewoźników i urzędników wynika, że w korzystniejszej sytuacji znaleźli się ci, którzy byli ukierunkowani na rynek rosyjski, a w gorszej - firmy transportujące towary z Unii Europejskiej.
- Nam po wprowadzeniu zakazów pracuje się dużo łatwiej - powiedziała dziennikowi dyrektorka firmy Stangier Julia Niadzielka. - Zawsze byliśmy zorientowani na rynek rosyjski, woziliśmy tam nasze towary. Teraz sąsiedzi potrzebują więcej produkcji i dlatego pracy nam przybyło. Straty ponoszą przede wszystkim przewoźnicy transportujący towary z UE, którzy utracili znaczną część zamówień.
Jej słowa potwierdziła szefowa działu transportu towarowego firmy Jewroriejs Maryja Czornawokaja: - wcześniej woziliśmy głównie jabłka, kapustę i marchewkę z Polski do Rosji - powiedziała. Z powodu zakazów musieliśmy zrezygnować z tych towarów. Ratuje nas tylko to, że jest sezon urlopowy i wielu kierowców odpoczywa, dlatego na razie nikt nie siedzi bez pracy. Obecnie firma wspomaga się przeładunkami np. urządzeń klimatyzacyjnych czy różnych części zapasowych z Polski, co jednak nie przynosi znacznych zysków i nie ratuje jej przed stratami.
W sierpniu to normalna sytuacja, byliśmy na to przygotowani. Ale jeśli w ciągu najbliższych paru tygodni sytuacja z zakazami się nie wyjaśni, zaczną się naprawdę poważne problemy.
W październiku zaczyna się sezon polskich jabłek. Zimą to one przynosiły nam zasadniczą część zysków. Jeśli w tym roku je stracimy, boję się myśleć, co będzie - przyznała.
Rozwiązania problemu poszukuje m.in. Białoruskie Stowarzyszenie Międzynarodowych Przewoźników Towarowych, które skupia ponad 1100 firm.
- W tej chwili analizujemy sytuację i w najbliższym czasie zbierzemy się na okrągłym stole, żeby wypracować odpowiednią strategię - oznajmił wicedyrektor Stowarzyszenia Mikałaj Wierchawiec.
9235710
1