Związkowcy z "Solidarności" walczą o zakaz handlu w niedziele i święta. Zarzucają posłom, że ulegają naciskom lobby sieci handlowych.
Kilkaset osób z NSZZ "Solidarność" (według związku ponad 400, według policji ok. 300) demonstrowało wczoraj pod Sejmem. Przedstawiciele "S" złożyli petycję u marszałka Marka Jurka. - Pracownicy handlu i ich rodziny potrzebują wolnej niedzieli i świąt. Potrzebują dni, w których będą mogli być razem ze swoimi dziećmi - napisali związkowcy. Ich zdaniem praca w niedzielę i święta ogranicza wolność pracowników handlu "pomimo konstytucyjnych zapisów o równości wszystkich obywateli wobec prawa".
- W trakcie rozmowy marszałek zaproponował pewien kompromis. Miałby on polegać na rotacyjnym, raz na dwa, trzy miesiące, otwieraniu poszczególnych sklepów w niedzielę. Takie rozwiązanie uważam za przejściowe - powiedział "Rz" Alfred Bujara z "S".
Pikieta miała nakłonić posłów do przyśpieszenia prac nad ustawowym zakazem handlu w niedziele i święta. Według związkowców niektórzy posłowie pod naciskiem pracodawców wycofują się z wcześniejszych i konsultowanych ze związkami zawodowymi prac nad ustawą.
Handlowcy ripostują. - Mamy konstytucyjne prawo do obrony swoich racji, zwłaszcza jeśli czujemy zagrożenie dla naszych interesów. Przestrzegamy też przed ekonomicznymi konsekwencjami takich zakazów, jak choćby nieuniknione wówczas zwolnienia - mówi Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Usług, zrzeszającej największe sieci handlowe.
- Groźba zwolnień to tylko straszak. Już dziś brakuje chętnych do pracy w marketach - odpowiada Alfred Bujara.
Ostatnio wokół nowelizacji kodeksu pracy, wprowadzającej m.in. zakaz handlu w niedzielę dla firm zatrudniających powyżej pięciu pracowników, zaległa cisza. Sejm zajmuje się nią od maja. Jak pisaliśmy kilka tygodni temu, negatywne stanowisko wobec projektu przygotowało Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Nie trafiło ono na wczorajsze posiedzenie rządu i nie wiadomo, czy znajdzie się w programie kolejnego.