Około stu osób protestowało przed kaliskim teatrem w obronie miejsc pracy w fabryce słodyczy "Kaliszanka". Pracownicy zakładu i zwykli mieszkańcy nie chcą sprzedaży "Kaliszanki" obcemu kapitałowi. Przynieśli transparenty m.in. z hasłem : "Kaliszanka jest nasza, jej sprzedaż to zdrada."
Manifestanci twierdzą, że obcy inwestor chce podstępem przejąć ich fabrykę. Demonstracja przebiegła spokojnie, pikietujący stali z biało czerwonymi flagami, rozdawali ulotki ostrzegające przed zagrożeniami w przypadku sprzedaży zakładu. Słychać było opinie "Nie sprzedaje się dobrze prosperujacej fabryki". Do Kalisza przyjechali też mieszkańcy Poznania, Turku, Koła i Wrześni oraz zwolennicy Ligi Polskich Rodzin.
Natomiast w kaliskim teatrze - bez udziału dziennikarzy - około jednej trzeciej udziałowców fabryki spotkało się z przedstawicielami konkurencyjnej firmy - "Cadbury-Wedel".
"Nie złożyliśmy Kaliszance żadnej propozycji kupna" - powiedział po spotkaniu dziennikarzom prezes "Cadbury-Wedel" Peter Knauer. Cały szum wokół sprawy nazwał "niską kulturą dialogu".
Według Knauera spotkanie miało na celu jedynie przedstawienie jego firmy i wskazanie przyszłości dla "Kaliszanki". Zdaniem prezesa Wedla kaliska fabryka powinna szukać partnera.
"Na konferencji z Knauerem nikogo nie sprzedano nic nie kupiono; robienie tutaj narodowej demonstracji jest bez sensu" - powiedział Radiu Merkury Poznań po spotkaniu - jeden z udziałowców. "Kaliszanka", znana na rynku m.in z produkcji popularnych "Grześków", od 13 lat jest spółką pracowniczą. Udziały w niej ma 266-u byłych i obecnych pracowników. oprac.