Do siedziby Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zaczęli przychodzić mieszkańcy, których nie stać na wyżywienie i leczenie swoich psów - informuje "Dziennik Polski".
Tak dramatycznej sytuacji w Krakowskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami jeszcze nie było. Nie ma dnia, aby na ul. Floriańską 53 nie przyszło przynajmniej kilka osób z prośbą o pomoc w utrzymaniu ich pupili.
Tymczasem magazyny KTOZ świecą pustkami. "To bardzo niebezpieczna sytuacja. Azyl już jest przepełniony. Nie możemy dopuścić do sytuacji, że trafią tam także zwierzęta, które mają domy. Musimy zorganizować interwencyjną zbiórkę żywności" - twierdzi Barbara Grzywacz, kierownik KTOZ.
KTOZ wydaje wprawdzie karmę, ale tylko dla opiekunów społecznych, m.in. dzikich kotów (niektórzy mają pod opieką nawet 20-30 zwierząt). Co miesiąc pobierają oni nawet kilkaset kilogramów karmy. By wesprzeć ubożejących właścicieli psów i kotów, KTOZ potrzebuje drugie tyle.
Pracownicy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zauważają, że często im biedniejszy człowiek, tym bardziej dba o swojego pupila.