Częstochowska prokuratura umorzyła, prowadzone od prawie roku, śledztwo w sprawie trutki na gryzonie, znalezionej w mleku w proszku, wykorzystywanym do produkcji słodyczy. Powodem jest niewykrycie sprawcy zanieczyszczenia mleka.
Informację o umorzeniu śledztwa przekazał we wtorek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek.
Granulat i fragmenty opakowania po trutce w workach z mlekiem znalazł prawie rok temu pracownik firmy Magnolia z woj. lubuskiego. Inspekcja sanitarna ustaliła, że podejrzana partia mleka została wyprodukowana 20 lipca 2012 r. przez Okręgową Spółdzielnię Mleczarską "Rokitnianka" ze Szczekocin (Śląskie). Kupiło je osiem firm w kraju. Jej jedynym dystrybutorem była firma "Janex" z Włocławka.
Po badaniach okazało się, że granulat znaleziony w mleku to bromadiolon - toksyczny środek gryzoniobójczy. Biegły z zakresu toksykologii zaznaczył, że ilość granulatu znaleziona w workach z mlekiem nie mogła zagrażać życiu ani zdrowiu ludzi.
Prokuratorzy badali, czy trutka na gryzonie znalazła się w workach z mlekiem na etapie produkcji, czy też dopiero po wywiezieniu ich z zakładu. Jak przekonywał zarząd "Rokitnianki", nie można potwierdzić, że znalezione substancje dostały się do mleka w proszku w zakładzie produkcyjnym mleczarni. Do innych wniosków doszła prokuratura, która posiłkuje się opinią biegłego z zakresu mechanoskopii i uznała, że mleko zostało zanieczyszczone już w Szczekocinach.
Z udziałem biegłego, przy zachowaniu wszelkich wymogów sanitarnych, w zakładzie przeprowadzono eksperyment procesowy, w którym wykorzystano opakowanie takiego samego środka, jaki znaleziono w mleku. Okazało się, że na całej linii produkcyjnej przed zapakowaniem gotowego produktu do worków jest tylko jedno miejsce, w którym do mleka może dostać się cokolwiek z zewnątrz - to otwór rewizyjny. To właśnie tam opakowanie z trutką musiało wpaść lub zostać wrzucone i później "zmielone" przez ruchome elementy - uznał biegły, który porównał powstałe uszkodzenia do tych z fragmentów opakowania znalezionych w workach, które trafiły do firmy Magnolia. Wykluczył, by do zanieczyszczenia mogło dojść gdzie indziej.
Jak powiedział prok. Ozimek na fragmentach opakowania znalezionego w workach z mlekiem, które trafiły do Magnolii, znaleziono ślady linii papilarnych, ale nie nadawały się one do identyfikacji. Z uwagi na niewykrycie sprawcy sprawa musiała zostać umorzona.
Śledztwo było prowadzone pod kątem art. 165 Kodeksu karnego. Mówi on o sprowadzeniu niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób lub szkody dla mienia w wielkich romiarach poprzez wprowadzenie do obrotu środków spożywczych, które nie odpowiadają warunkom jakości. "W tym przypadku, mimo braku realnego zagrożenia dla zdrowia i życia, niewątpliwie doszło do szkody materialnej - trzeba było nie tylko wycofać całą podejrzaną partię mleka, ale też wyroby, które z niej wyprodukowano" - przypomniał prok. Ozimek.
Decyzja o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocna. Mogą ją zaskarżyć firmy, do których trafiło mleko z podejrzanej partii. Na drodze cywilnej mogą też domagać się ewentualnych odszkodowań od spółdzielni.
8809692
1