Producenci wody mineralnej, lodów i piwa z niepokojem śledzą prognozy pogody. Lato to dla nich okres żniw, tymczasem słońca tyle co kot napłakał. Po rekordowym pod względem sprzedaży ubr. zapowiada się wyjątkowo kiepski rok. Po chłodnym maju wytwórcy mogli się jeszcze pocieszać, że to dopiero początek sezonu, a straty uda się odrobić w czerwcu. Teraz wszyscy czekają na gorący sierpień. Wrażliwe na niskie temperatury produkty czekają już w magazynach na nadejście upałów.
Tak zimnego początku sezonu nie pamiętają najstarsi spece od marketingu. Poprzednie lata przyzwyczaiły wszystkich, że lato zaczyna się z początkiem maja i trwa aż do końca września. W oparciu o taki kalendarz układano plany sprzedaży również na ten rok, dostosowując produkcję do wielości spożycia w rekordowym 2003 r. Tymczasem aura spłatała wszystkim przykrego figla. Maj był zimny i deszczowy, a po nim przyszedł słotny i kapryśny czerwiec. Przed miesiącem producenci pocieszali się, że przecież sezon dopiero się zaczął i najlepsze dopiero przed nimi. Teraz zaczynają już lekko panikować.
- W naszej branży najlepszym sprzedawcą jest słońce. Kiedy go zabraknie, na nic nie zdadzą się zabiegi marketingowe i reklama - mówi Maria Janas, prezes Spółdzielni Pracy "Muszynianka", rozlewająca wodę pod tą samą nazwą.
Wytwórnia utrzymuje produkcję na poziomie z poprzedniego roku, ale jedna trzecia rozlanej wody trafia do magazynów. Rok temu przed zakładem ustawiały się kolejki ciężarówek, które zabierały napełnione butelki wprost z taśmy.
- Czekamy na poprawę pogody. Sądzę, że jeśli lipiec nie będzie cieplejszy, to na sierpień nie ma co liczyć. Cały sezon będzie wówczas słaby - mówi Janas.
Z niepokojem spoglądają w niebo także producenci lodów, również wrażliwych na niskie temperatury jak woda mineralna. Żeby mogły się dobrze sprzedawać, słupek rtęci w termometrach musi podskoczyć przynajmniej powyżej 25. kreski.
- Jaki będzie sezon, zobaczymy, kiedy się skończy. Przecież lipiec może być gorący. My jesteśmy optymistami - deklaruje Wojciech Tomczak, rzecznik Unilevera, producenta m.in. lodów Algida, ale przyznaje, że jak na razie sprzedaż nie jest zachwycająca.
Słońce zaklinają też browary, bo lato to dla nich okres najlepszej sprzedaży. Piwosze kupują wtedy połowę wyprodukowanego w całym roku piwa. Zatem im później zacznie się sezon, tym mniejsze szanse na godziwe wyniki sprzedaży.
- Rynek piwa ma to do siebie, że wystarczą dwa, trzy ciepłe tygodnie na odrobienie strat - mówi Danuta Gut, dyrektor biura Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego w Polsce.
Dane o wielkości sprzedaży branży browarniczej poznamy dopiero w lipcu, ale już teraz wiadomo, że drugi kwartał wypadnie raczej słabo.
Czerwcowe chłody nie są natomiast aż tak dotkliwe dla producentów soków. Wolą oni słońce od chmur, ale mając do wyboru upały lub umiarkowane temperatury, wybiorą to drugie.
- Kiedy powietrze się ochładza, spada sprzedaż wody mineralnej, a rośnie soków. I odwrotnie - gdy robi się gorąco, klienci chętniej kupują lekkie, gazowane napoje - mówi Julian Pawlak, prezes Krajowej Unii Producentów Soków.
Z chłodów cieszą się natomiast producenci i sprzedawcy herbaty. Zwykle okres dobrej sprzedaży kończy się dla nich pod koniec marca, wraz z początkiem wiosny. Z badań wynika natomiast, że w tym roku konsumpcja herbaty w kwietniu i maju była tylko nieznacznie niższa niż w miesiącach zimowych.
Zimno nie powinno zaszkodzić uprawom owoców i warzyw (katastrofę spowodowałyby teraz nagłe upały). Zbiory wczesnych odmian truskawek wprawdzie opóźniają się, ale już na początku lipca będzie ich więcej i co najważniejsze - powinny być tańsze niż teraz. Dr Jan Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej zapowiada jednak, że średnia cena za kilogram truskawek w sprzedaży detalicznej nie spadnie poniżej 3 zł. Taniej może być u samych producentów, sprzedających towar na placach targowych. Cena owoców uzależniona jest też od popytu na unijnym rynku. Coraz większą ochotę na nasze truskawki mają Czesi, Słowacy, Niemcy i Francuzi i są w stanie zapłacić za nie więcej niż 3-4 zł za kilogram.