W poniedziałek w Krajniku premier Kazimierz Marcinkiewicz osobiście sprawdzał, jak działają służby zaangażowane w działania, zapobiegające rozprzestrzenianiu się wirusa ptasiej grypy.
W powiecie gryfińskim służby są postawione w stan najwyższej gotowości. Zaledwie 3 kilometry od tego przejścia znaleziono dwa martwe ptaki, u których wykryto wirusa. W okolicy Schwedt, wokół rafinerii wyznaczono 3-kilometrowa strefę zamkniętą. W 10-kilometrowej strefie nadzoru jest także kilka polskich wsi.
Nikt do końca nie ma pewności, czy ognisk ptasiej grypy nie ma już w Polsce. Mieszkańcy Krajnika Dolnego z niepokojem patrzą na to, co dzieje się po drugiej stronie Odry. Ale, jak zapewniają, nie wpadają w panikę. Służby weterynaryjne twierdzą, że zrobiły wszystko, co można było zrobić: maty dezynfekujące na przejściu i kampania informacyjna - do kogo dzwonić i kogo prosić o pomoc.
Do wszystkich powiatów mają trafić ulotki ze szczegółowymi informacjami. Lekarze weterynarii skontrolowali wszystkie gospodarstwa leżące w pasie nadgranicznym, w których hodowany jest drób. Nie wykryto nic, co budziłoby niepokój. Teraz należy czekać na rozwój sytuacji. Najbardziej narażona na ptasią grypę w Polsce jest północna część województwa, bo w sąsiednim landzie Meklemburgii stwierdzono najwięcej ognisk wirusa.
Teraz ornitolodzy i leśnicy monitorują stada dzikich ptaków. Najwięcej w Zachodniopomorskiem bytuje ich w Parku Doliny Dolnej Odry. Nad Krajnikiem już przelatują klucze dzikich kaczek i łabędzi. Służby weterynaryjne nadal apelują do mieszkańców, by natychmiast informowali o martwych lub chorych ptakach. Przypominają także, że nie jest to choroba ludzi - ale ptaków.