Długotrwała susza dokucza nie tylko rolnikom. Narzekają na nią również właściciele elektrowni wodnych, znajdujących się w powiecie poddębickim.
Przed wojną w Polsce działało 6.500 elektrowni wodnych o różnej mocy. Dziś
mamy ich dziesięciokrotnie mniej. W powiecie poddębickim ostały się jedynie
cztery, z czego aż trzy usytuowane są na rzece Ner w gminie
Wartkowice.
Niski stan wód w rzekach sprawił, że nie pracują one na
pełnych obrotach. Elektrownia w Wólce aż na osiem dni musiała być zupełnie
wyłączona. Ostatnio ruszyła, ale tylko na „pół gwizdka”. Zachodzi obawa, że znów
będzie zamknięta. Z podobnymi problemami boryka się właściciel elektrowni w
Kolonii Borek.
Elektrownia posiada cztery turbiny o mocy 10 kilowatów
każda – informuje Andrzej Krajewski. Od dłuższego czasu chodzą jednak
tylko dwie. Po włączeniu pozostałych licznik zaczyna się kręcić, ale w drugą
stronę.
Tak niskiego poziomu wody w rzece nie pamiętają nawet
najstarsi mieszkańcy tej wsi. Łąki nad rzeką były zawsze tak podmokłe, że
rolnicy mieli problemy, by sprzątnąć z nich siano. W tym roku słońce zupełnie
wypaliło pastwiska. Gospodarze ratując się przed suszą pootwierali upusty na
rzece. To jeszcze bardziej pogorszyło sytuację właścicieli elektrowni wodnych.
Oblicza się, że straty na prądzie wyniosą od 40 do 50 procent.
Na
odszkodowania nie mamy co liczyć – mówi Krajewski. Kaprysy aury są
wpisane w ryzyko naszej działalności. Umowy z energetyką są tak skonstruowane,
że otrzymujemy pieniądze tylko za wyprodukowany prąd.
W najgorszej
sytuacji są osoby, które w tym roku zainwestowały w elektrownie i zaciągnęły
kredyty. Z czegoś muszą je spłacić. A z prądu w tym roku raczej się nie da tego
zrobić.