Minister finansów chce dwukrotnie zwiększyć limit pożyczki budżetowej dla FUS, żeby móc zabezpieczyć płynne wypłaty emerytur - podał NaszDziennik.pl.
Podczas wtorkowej debaty w Senacie nad ustawą budżetową na 2013 r. sprawozdawca Komisji Budżetu i Finansów Publicznych senator Kazimierz Kleina (PO) zarekomendował przyjęcie dziewięciu poprawek zaakceptowanych przez komisję. Spośród nich największy wymiar finansowy ma dwukrotne zwiększenie limitu pożyczki z budżetu dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych z przeznaczeniem na bieżącą wypłatę emerytur.
Poprawka ta, wprowadzona na wniosek Ministerstwa Finansów, wzbudziła duże poruszenie wśród senatorów, ponieważ świadczy o tym, że rząd liczy się ze spadkiem wpływów ze składek na ZUS wobec budżetowych prognoz. Pierwotnie planowano pożyczkę dla FUS w kwocie 4,5 mld zł, w Sejmie podniesiono ją do 6 mld zł, a teraz minister finansów wnioskuje o 12 mld złotych.
Budżetowa zagadka
– Co takiego się stało pomiędzy listopadem a grudniem, że w ciągu dwóch miesięcy pożyczka dla FUS musiała wzrosnąć o sto procent? – dopytywał senator Grzegorz Bierecki (PiS), sprawozdawca wniosków mniejszości.
Szef resortu finansów Jacek Rostowski tłumaczył, że w 2008 i 2012 r. nastąpiło raptowne zmniejszenie wpływów FUS pod sam koniec roku, bo już znowelizowanie budżetu nie było możliwe.
– Chcemy zapewnić stabilność systemu w tej newralgicznej dziedzinie, nie przewidujemy pogorszenia wpływów – zapewnił.
Przyczyną spowolnienia w Polsce jest, w jego ocenie, trwający od trzech lat kryzys w strefie euro. Swoją „cegiełkę” dołożyć miał też NBP, który, zdaniem ministra, zbyt późno obniżył stopy procentowe. Według niego, pomimo słabnącej gospodarki budżet na 2013 r. jest realistyczny. Przewiduje wzrost w tempie 2,2 proc. PKB, inflację na poziomie 2,7 proc., deficyt nieprzekraczający 35,5 mld zł, bezrobocie na koniec roku – do 13 proc., wzrost dochodów podatkowych o ponad 5 procent.
– W pierwszym i drugim kwartale roku Polska będzie spowalniać wzrost gospodarczy, ale w III i IV kwartale nastąpi ożywienie – zapewnił minister finansów.
Kancelaria się nie kwapi
Oburzenie opozycji wywołała kolejna poprawka komisji budżetowej o przeniesieniu 3 mln zł przeznaczonych na muzea do wyodrębnionej rezerwy na budowę w Smoleńsku pomnika ofiar katastrofy Tu-154M. Rezerwą dysponować będzie minister kultury. Poprawka opozycji, aby budowę pomnika katastrofy, w której zginęło dwóch prezydentów, sfinansowała Kancelaria Prezydenta RP dysponująca 178 mln zł w budżecie, została przez komisję zarekomendowana negatywnie. – Kancelaria Prezydenta kosztowała podatników w 2011 r. o 5 mln zł więcej niż dwór królowej Elżbiety II i o 70 mln zł więcej niż utrzymanie króla Norwegii Haralda II z jego świtą – argumentował Bierecki, przedstawiając wniosek mniejszości w tej sprawie.
Przeciwko upokarzaniu rodzin ofiar katastrofy zaoponowała senator Beata Gosiewska. – Środki na pomnik powinny być osobno zapisane w budżecie, a nie zabierane muzeom. Poza tym my nie chcemy pomnika za 3 mln zł w Smoleńsku, ponieważ po pierwsze – rzadko tam bywamy, a po drugie – pomnik będzie ingerencją w ten nieprzebadany jeszcze teren. Postawiliśmy tam krzyż i to nam wystarczy – zaznaczyła.
Senator Kleina obiecał zmienić formułę poprawki, tak by środki na pomnik pochodziły z budżetów instytucji centralnych.
Fundusz Kościelny wraca
Komisja budżetowa, na wniosek Gosiewskiej złożony wraz z grupą senatorów PiS, zarekomendowała przywrócenie Funduszu Kościelnego (94,3 mld zł) pod zarząd ministra administracji i cyfryzacji, a więc do działu budżetu pod nazwą „związki wyznaniowe i mniejszości narodowo-etniczne”. Poprawkę poparło Ministerstwo Finansów. Przypomnijmy, że przesunięcie w Sejmie środków Funduszu Kościelnego do rezerwy celowej zmierzało do uniknięcia obstrukcji zastosowanej przez Ruch Palikota, który domagał się przegłosowania 6 tys. własnych poprawek odnoszących się do Funduszu Kościelnego. Kleina przypomniał, że środki Funduszu przeznaczone są głównie na emerytury osób duchownych wszystkich wyznań.
Rostowski nieprzejednany
Pozytywną rekomendację komisji uzyskała też poprawka o zwiększeniu o 1 mld zł środków Funduszu Pracy na aktywną walkę z bezrobociem. Rostowski podczas debaty sprzeciwił się jednak jej przyjęciu. – Fundusz Pracy jest elementem finansów publicznych, więc nie można go zwiększyć bez zwiększenia deficytu – argumentował minister finansów.
Opozycja oprócz propozycji sfinansowania pomnika smoleńskiego przez Kancelarię Prezydenta przedstawiła ponad 20 wniosków mniejszości w sprawach społecznych. Domaga się m.in. zwiększenia wydatków na dożywianie dzieci oraz na gabinety lekarskie i stomatologiczne w szkołach, na podręczniki dla dzieci z rodzin wielodzietnych, pomoc dla kombatantów, dofinansowanie barów mlecznych oraz ośrodków doradztwa rolniczego.
Sfinansowanie tych wydatków miałoby nastąpić z rezerwy na współfinansowanie inwestycji unijnych.
– Co roku ok. 1,7 mld zł z tej rezerwy pozostaje niewykorzystane. Rząd potwierdził, że tak będzie i w tym roku – argumentował senator Bierecki w imieniu mniejszości.
W ubiegłym roku rezerwa na współfinansowanie projektów unijnych wynosiła 8,8 mld zł, z czego wykorzystano tylko 7 mld złotych. Rok wcześniej rezerwa opiewała na 7 mld zł, z czego 5,5 mld wykorzystano. W tym roku rezerwę zaplanowano na 6,4 mld zł, przy czym inwestycje unijne finansowane z poprzedniego siedmioletniego budżetu UE w zasadzie się zakończyły, zaś nowych nie będzie do czasu przyjęcia przez kraje UE nowej siedmioletniej perspektywy finansowej. – Ukrywanie rezerwy przez rząd w kosztach budżetu jest niedopuszczalne – ocenił sprawozdawca mniejszości.
Środki tzw. unijne w budżecie mają wynieść w tym roku 80 mld zł w dochodach i 75 mld zł w wydatkach, z czego z UE dostaniemy netto ok. 63 mld zł, a pozostałe 17,7 mld zł stanowi nasza składka do UE (budżet traktuje ją jako „środki wspólnotowe”). Skorzystanie z tych pieniędzy wymaga jednak współfinansowania ze strony polskiej.
– Jedynie twarde trzymanie w ryzach wydatków bieżących pozwala na utrzymanie w budżecie wydatków inwestycyjnych – uzasadniał minister Rostowski niedofinansowanie w budżecie dziedzin społecznych. Według jego wyliczeń, Polska osiągnęła najniższą od 1990 r. relację wydatków publicznych do PKB. – Deficyt spadnie w tym roku poniżej 56 proc. PKB, według miary unijnej, i poniżej 53 proc. według miernika krajowego – zapewnił szef resortu finansów. – Dzięki polityce zerowego wzrostu wydatków publicznych udało się w ostatnich 2 latach zredukować deficyt strukturalny o 93 mld zł i utrzymać wzrost gospodarczy – chwalił się Rostowski. Skumulowany wzrost – wyliczał – wyniósł od 2007 r. 18,5 proc. PKB.
– Skoro jesteśmy „zieloną wyspą”, to dlaczego w rankingu zamożności spadliśmy z piątego na czwarte miejsce od końca? Dlaczego nasze dzieci muszą z tej „zielonej wyspy” wyjeżdżać? – dopytywał senator Andrzej Pająk.
– Czy dług publiczny wzrósł za rządów Tuska z 400 mld do ponad 800 mld zł, czy też nie? – dociekał senator Jan Maria Jackowski. – Grecja też była „zieloną wyspą” – przypomniał.
Dług publiczny wzrósł tylko w ubiegłym roku o blisko 70 mld zł, żeby uniknąć problemów z jego rolowaniem. Minister finansów już drugi rok z rzędu prefinansuje w starym roku wykup części obligacji zapadających w nowym roku.
– Zbudowaliśmy dzięki temu poduszkę płynnościową o wymiarze 1,7 punktu procentowego PKB, co pozwala nam obniżyć rentowność obligacji – wyjaśniał Rostowski.
Jaki ma sens ta operacja, skoro rząd przewiduje aprecjację złotego w tym roku, a więc obligacje z upływem czasu będą dla nas tańsze – wskazywała opozycja.
Zdaniem senatora Jackowskiego, minister Rostowski, szermując dowolnie danymi i starannie unikając podawania ważnych, a niekorzystnych informacji, np. o rosnącym długu, zachowuje się nie jak minister finansów, lecz jak propagandysta rządowy.
9489445
1