Blisko 30 razy wyjeżdżali strażacy z Radomia w miniony weekend do pożarów traw i nieużytków. Tym razem nikomu nic się nie stało, ale w ubiegłych latach przez wypalanie łąk ginęli ludzie.
Pogoda płata w tym roku figla. Nie ma śniegu i takich akcji strażackich już
dawno nie było w styczniu.
- Susza i ciepło sprawiły, że rolnicy i nie
tylko zaczęli wypalać łąki i nieużytki. Bardzo często dzieci podpalają dla
zabawy. To naprawdę nikomu nie przynosi korzyści, a stwarza bardzo duże
zagrożenie - mówi brygadier Krzysztof Styczeń, rzecznik prasowy radomskich
strażaków.
Co może się stać przez nikomu niepotrzebne wypalanie traw? W
ubiegłym roku w gminie Jedlińsk zginął, zatruty tlenkiem węgla człowiek, którego
bardzo szybko otoczył ogień. W tej samej gminie kilka tygodni później spłonęła
zaparkowana na łące "toyota". W gminie Wierzbica dzieci wypalały trawę. Ogień
rozprzestrzeniał się bardzo szybko i doszedł do stodoły, którą strawił
błyskawicznie.
- Zdarzyło się, że ktoś wypalał trawę przy ulicy.
Zadymienie było tak duże, że kierowcy mieli ograniczoną widoczność i omal nie
doszło do wypadku - dodał rzecznik Styczeń.
Wyjazd jednego wozu
strażackiego do płonącej łąki to koszt około 800 zł. Osoba złapana na wypalaniu
traw zostanie ukarana mandatem w wysokości od 500 do 5000 tys. zł i będzie
musiała pokryć koszty akcji ratowniczej.