Minister finansów Mateusz Szczurek ocenił w poniedziałek, że jego pomysł unijnego funduszu na inwestycje w wysokości 700 mld euro może zaistnieć i przekładać się na poprawę sytuacji w Europie, jeżeli uda się przekonać do niego kraje Północy.
"Europa potrzebuje inwestycji i to jak najszybciej" - przekonywał minister w radiowych "Sygnałach dnia". Każdy rok marazmu gospodarczego - przestrzegał - oznacza straty m.in. dla tych, którzy wypadają z rynku pracy. Tymczasem - zaznaczył - budżety narodowe nie udźwigną zwiększonych inwestycji, bo to one zwykle najszybciej padają ofiarą cięć.
Jego zdaniem kwota, którą miałby dysponować fundusz wydaje się duża, ale niedostatek inwestycji w Europie jest jeszcze większy. "Przy założeniu rozsądnych, ostrożnych szacunków tego, jak inwestycje przekładają się na dalszą aktywność gospodarczą (...), to tyle przynajmniej potrzeba, aby Europa gospodarczo doszła do stanu, w którym (...) znajdowała się przed kryzysem" - powiedział.
Szczurek tłumaczył, że obecnie w Europie jest bardzo wiele oszczędności i tym samym mniej konsumpcji, a niewiele chęci do inwestowania.
Zazwyczaj w takich przypadkach - kontynuował - obniża się stopy procentowe, co powoduje powrót równowagi i koniunktury gospodarczej. "Ale stopy procentowe są już obniżone do zera, polityka pieniężna nic nie może zrobić. Zmiany strukturalne zachęcające do inwestowania zajmują czas i jednocześnie w takiej sytuacji nie zawsze przekładają się na szybkie rozwiązania" - powiedział.
Według ministra finansów obecnie jest najlepszy czas na inwestycje, bowiem kapitał jest wyjątkowo tani - niektóre kraje płacą nawet ujemne odsetki od swojego długu. Np. jeżeli chce się powierzyć pieniądze Niemcom na dwa lata, trzeba im dopłacić. "Jeżeli mówimy o tym, że infrastruktura drogowa, energetyczna, społeczna, czy też potrzeby bezpieczeństwa mają pewne braki w Europie, i do długofalowego rozwoju te inwestycje są potrzebne, to taniej niż dziś być może nie będzie nigdy" - powiedział.
Pieniądze na zasilenie funduszu - jak mówił - miałyby więc pochodzić z rynku, na którym jest nadmiar oszczędności, a koszty finansowania są rekordowo niskie dla większości krajów UE - także dla Polski. "Problemem są konkretne projekty inwestycyjne i chętni do ich wdrażania. Stąd też taki fundusz jest potrzebny" - dodał.
"Stworzenie takiego mechanizmu pozwala na pogodzenie z jednej strony Traktatu o Stabilności i Wzroście, który wymaga dalszych oszczędności budżetowych, z koniecznością wyższych inwestycji. Jeżeli uda się do takiego projektu przekonać kraje Północy, to może on zaistnieć i naprawdę przekładać się na sytuację gospodarczą w Europie" - podsumował.
Jak dodał, celem funduszu nie byłaby redystrybucja dochodów, promująca tych, którzy rosną wolno z własnej winy, ale wyrównywanie różnic w koniunkturze, których stopy procentowe nie mogą wyrównać. W funduszu mogły by korzystać zarówno Polska, jak i bogatsze Niemcy.
Pytany o to, co Polska miałaby z takiego rozwiązania, powiedział, że zdrowie gospodarcze UE przekłada się bezpośrednio również na nasze rodziny i firmy. "W naszym interesie jest, aby Europa wyszła z kryzysu jak najszybciej" - konkludował.
9250515
1