Województwu świętokrzyskiemu grozi zagłada. Rodzi się nam za mało dzieci. Jak władze zamierzają zachęcić mieszkańców do powiększania rodziny? Może wrócą do starego sprawdzonego sposobu... wyłączenia prądu?
W Krakowie, gdzie także mieszkańcy nie kwapią się do rodzenia dzieci, radni
wprowadzili zachęty finansowe. Każda kobieta, która od roku jest tam zameldowana
otrzyma po porodzie tysiąc złotych.
Nasze województwo ma także ujemny
przyrost naturalny. Rodzi się nas mniej o 1,6 procent niż umiera. Taka jest
średnia, ale niektóre gminy po prostu się wyludniają. Najwięcej ubywa
mieszkańców w powiatach: kazimierskim /minus 5,6 procent/, opatowskim /minus 4,4
procent/, pińczowskim /minus 4,3 procent/ jędrzejowskim /minus 2,7 procent/.
Rekordową niechęć do rozmnażania się zanotowano w gminie Bejsce, gdzie jest
ponad 10 procent mniej porodów niż zgonów.
Nad zwiększeniem zaludnienia
w naszym województwie na szczęście pracują mieszkańcy podkieleckich gmin: Górna,
Bielin i Daleszyc, gdzie jest kilkuprocentowy dodatni przyrost naturalny. Cały
powiat kielecki jednak ledwo co utrzymał się na plusie, a stolica województwa
weszła na drogę do zagłady /minus 0,4 procent/.
- Prądu nie
zamierzamy wyłączać - śmieje się burmistrz Kazimierzy Wielkiej Adam Bodzio.
- Nie planujemy też płacić rodzinom za urodzenie dziecka. W naszym powiecie
nie bieda jest winna tej sytuacji. Nasi mieszkańcy pracują za granicą, mają tam
rodziny od lat i większość na brak pieniędzy nie narzeka. To wygoda i
przeniesienie do nas zachodnioeuropejskiego modelu rodziny. Rodzice plus jedno
dziecko i pies.
Opatowianie, których brak pieniędzy powstrzymywał
przed powiększeniem rodziny mogą się brać do roboty. Radni już mówią o nagrodach
za przysporzenie mieszkańców. - Nie ma jeszcze projektu uchwały, ale już
między sobą mówimy o finansowych zachętach dla przyszłych rodziców -
informuje zastępca burmistrza, Adam Mazurek. - W tym tygodniu sprawa powinna
się wyklarować i przynamniej przedyskutujemy jakiej wielkości wsparcie
moglibyśmy wypłacać z budżetu gminy. Dodał, że w Opatowie ludziom żyje się
ciężko, młodzi nie mają pracy więc nie chcą nawet myśleć o zakładaniu rodziny.
Może sumka z gminnej kasy zachęci do poczęcia potomka.
W Kielcach
radni nie zamierzają stawać na przeszkodzie ujemnemu przyrostowi naturalnemu.
Ale wielu z nich świeci przykładem w przysparzaniu miastu obywateli.
Przewodniczący Rady Miasta Tomasz Bogucki ma czwórkę dzieci, radny Jan Gwizdak
podobnie, a Władysław Burzawa i Grzegorz Banaś po trójce. Także
wiceprzewodnicząca Rady Miasta Halina Olendzka ma więcej niż standardowa dwójka
dzieci.
- Jednorazowa opłata problemu nie rozwiąże - twierdzi
Krzysztof Słoń, przewodniczący Komisji Rodziny Rady Miasta w Kielcach, który nie
próżnował i ma pięciu potomków. - Im dziecko starsze tym więcej pieniędzy
potrzeba na jego wychowanie, edukację, zajęcia pozaszkolne. Zachęty do
powiększania rodziny, które może wprowadzić gmina to mało. To rolą państwa jest
prowadzenie odpowiedniej polityki prorodzinnej. Mam wrażenie, że każde państwo
europejskie musi przejść taki kryzys, a po latach wrócą do łask liczne rodziny,
tak jak jest to już w wielu krajach, np. Szwecji.
Według
pracowników kieleckiego Urzędu Statystycznego, nie ma prostej zależności między
spadkiem liczby urodzeń, a biedą. Przyczyny są bardziej złożone, a przykładem
tego jest Kazimierza Wielka - jeden z najbogatszych powiatów z największym
ujemnym przyrostem naturalnym.