Znów spięcie na linii rybacy – rząd. Tym razem poszło o niekorzystną dla nas decyzję Komisji Europejskiej, ograniczającą przyszłoroczne połowy dorszy na Bałtyku. Rybacy winią polskich urzędników, zarzucając im niekompetencję. Administracja rządowa twierdzi, że w negocjacjach byliśmy bez szans, a w piersi powinni uderzyć się sami rybacy.
O zakusach Komisji Europejskiej na zmniejszanie ilości wyławianych dorszy wiadomo było od dawna. Tym bardziej, że coraz częściej mówi się o potrzebie ochrony tego gatunku. To co zdumiało jednak polskich rybaków to fakt, że mimo i tak niskich w tym roku kwot połowowych, przyszłoroczne będą jeszcze mniejsze.
Za fatalny efekt negocjacji rybacy winią ministerialnych urzędników, którzy ich zdaniem byli do nich nieprzygotowani.
To polscy rybacy są sobie winni – odpowiada ministerstwo rolnictwa. Negocjacjom na forum europejskim zaszkodziły wypowiedzi, w których to sami rybacy przyznają się do umyślnego przekraczania wyznaczonych limitów połowowych. Skutek? Teraz uważani jesteśmy za bałtyckich kłusowników.
To zaszkodziło nie tylko naszej pozycji w negocjacjach, bo wszystkie kraje nadbałtyckie wycofały poparcie dla Polski, ale spowodowało, że w przyszłym roku częściej niż ktokolwiek, Polacy będą poddawani unijnym kontrolom.
To jeszcze nie wszystko. Przepisy o wydłużeniu dni bez połowów, przyjęte na forum unijnym, mogą sparaliżować pracę armatorów. Istnieje bowiem poważne niebezpieczeństwo wstrzymania w tym czasie połowów fląder.
Nowe przepisy mogą doprowadzić do zamknięcia kilkunastu zakładów przetwórstwa rybnego. Już teraz firmom zaczyna brakować surowca.
Decyzji Komisji Europejskiej nie można zmienić. Pozostaje tylko wcielenie jej w życie tak, żeby jak najmniej dotkliwie odczuli ją polscy rybacy.