Gdy polski przedsiębiorca chce dochodzić roszczeń przed sądem gospodarczym, musi uzbroić się w cierpliwość – według Banku Światowego średni czas trwania sprawy w Polsce to 830 dni.
Gorzej od nas pod tym względem wypadają wyłącznie Włochy i Słowenia. Lepiej m.in. Bułgaria, Słowacja, Mołdawia i Rwanda. W tym afrykańskim kraju w 2008 roku wprowadzono przepisy, które nakazują wydawanie wyroków w ciągu maksymalnie trzech miesięcy. W Polsce tyle trwa kompletowanie dokumentów i wypełnienie 38 obowiązkowych procedur. Dopiero po 90 dniach sąd zabiera się do pracy – ślęczy nad dowodami, wysłuchuje stron i zagłębia się w sprawę przeciętnie przez 580 dni. Razem daje to 670 dni. Pozostałe 160, czyli pięć miesięcy, zajmuje sama egzekucja wyroku.
I to nie chodzi o skomplikowane sprawy, gdzie w grę wchodzą przestępstwa gospodarcze. To sprawa najprostsza z możliwych – kupujący zamówił towar i za niego nie zapłacił, więc producent zaczął dochodzić roszczeń na drodze sądowej. Bardziej złożone sprawy toczą się nawet 5 – 6 lat. A im dłuższy proces, tym bardziej kosztowny. Przedsiębiorca przez parę lat nie może odzyskać pieniędzy, za to na koszty sądowe wydaje średnio 12 proc. wartości roszczenia.
Zdaniem specjalistów najprostsze sprawy powinny trwać maksymalnie kilkadziesiąt dni. – Domagamy się takiego samego prawa, jakie zagwarantowali sobie politycy – do szybkiego procesu. Powinien trwać dzień po dniu, aż do wydania wyroku – uważa Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Problemem nie jest mała liczba sędziów, bo w przeliczeniu na obywateli mamy ich więcej, niż wynosi europejska średnia. Kłopot tkwi w biurokracji i procedurach. – Często sędzia musi pracować za sekretarkę, zamiast wymierzać sprawiedliwość. I wystarczy, że na rozprawie nie zjawi się świadek, a przekłada się ją o kolejne trzy miesiące, bo tak nakazują przepisy. Do tego dochodzą sterty dokumentów, które firmy muszą dostarczyć w formie oryginalnej, wydrukowanej i ostemplowanej. A już na żart zakrawa fakt, że w XXI w. poszkodowany, pozwany i wymiar sprawiedliwości porozumiewają się między sobą za pośrednictwem listów poleconych. To nie tylko strata czasu, ale i pieniędzy, co udowodnili dwa lata temu Austriacy. Wprowadzili możliwość przesyłania wszelkiej dokumentacji i pism dotyczących sporów gospodarczych drogą e-mailową. Dzięki temu tamtejszy wymiar sprawiedliwości oszczędza rocznie 12 mln złotych na samych usługach pocztowych.