We wrześniu br. GUS podał dane dotyczące ilości urodzeń i zgonów w Polsce za pierwszą połowę tego roku. Dane są alarmujące – między styczniem i czerwcem zmarło o 20 tys. Polaków więcej, niż się urodziło - czytamy na portalu ngopole.pl. Jeśli ta tendencja się utrzyma, to bilans na koniec roku wyniesie ok. 360 tys. narodzin i ok. 400 tys. zgonów. Tak źle nie było od 1945 roku.
Aby utrzymać zastępowalność pokoleń, współczynnik dzietności kobiet musi osiągać ok. 2,10. Dla kobiet w Polsce wynosi on dziś 1,32, a ostatni raz przekroczył 2,0 w 1991 roku. Pod względem dzietności kobiet Polska znajduje się na 212 miejscu na 224 kraje ujęte w rankingu. I choć starzenie się społeczeństwa i niska dzietność to problem większości rozwiniętych państw, a w pierwszej setce rankingu nie sposób odnaleźć krajów europejskich, to zupełny brak reakcji ze strony państwa na te dramatyczne dane nie pozwala mieć nadziei na rychłą zmianę tego stanu rzeczy.
Wielka emigracja
Niż demograficzny pogłębiany jest przez zjawisko emigracji – szacuje się, że od 2004 roku za chlebem wyjechało już prawie 2,5 mln Polaków. Pokolenie powojenne wyjeżdżało za pracą ze wsi do miasta, dziś opuszcza Opole, Bytom czy Skierniewice, wybierając Londyn, Dortmund i Dublin. Wyjeżdżają ludzie młodzi, na ulicach europejskich miast spotykają swoich znajomych ze szkoły lub z podwórka. Kilka lat temu były ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce Charles Crawford powiedział, że za sprawą przybyszów z naszego kraju nad Tamizą dominującą religią znowu stał się katolicyzm. Po raz pierwszy od czasów Marii Tudor. Zdecydowana większość tych, którzy wyjechali, nie wróci już do kraju. Młode polskie rodziny mieszkają dziś w całej Europie; nad Wisłą i Odrą jest ich coraz mniej. Statystyczna Polka w Wielkiej Brytanii rodzi prawie dwa razy więcej dzieci niż w kraju. Nie dzieje się tak bez przyczyny – dziś w Polsce najłatwiej zostać biednym, powiększając rodzinę, a rodzina wielodzietna postrzegana jest jako patologiczna. Od 1989 r. żaden rząd nie realizował polityki prorodzinnej polegającej na realnym wsparciu rodziny przez cały okres wychowywania dziecka, czyli średnio przez 20 lat. Becikowe jako jednorazowa nagroda – przywitanie na świecie młodego Polaka – nie zastąpi ulg podatkowych, zwolnień z VAT na artykuły dziecięce czy zasiłków na dziecko na rozsądnym poziomie. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii – najpopularniejszych kierunkach emigracji – zasiłki na dziecko są wielokrotnie wyższe, państwo gwarantuje dostęp do żłobków i przedszkoli, darmowe lekarstwa dla dzieci i wiele innych form wsparcia rodziny, a dodatkowo wysokość zarobków zapewnia stabilizację i bezpieczeństwo ekonomiczne młodych rodzin.
Kto zapracuje na nasze emerytury?
Konsekwencje zapaści demograficznej będą dla Polski drastyczne. W 2060 r. na jednego emeryta przypadać będą mniej niż dwie osoby w wieku produkcyjnym; obecnie jest to pięć osób. Wzrastająca liczba osób starszych wiązać się będzie z zapaścią ZUS, likwidacją emerytur – poprzez przesuwanie wieku emerytalnego i obniżanie wysokości świadczeń – oraz ograniczeniem dostępności do służby zdrowia z powodu nadmiaru potrzebujących. Jeśli nie zmieni się polityka naszego państwa w zakresie polityki prorodzinnej i nie zostanie zahamowana emigracja młodych Polaków za chlebem, jedynym sposobem na uchronienie Polski przed katastrofą i bankructwem systemu ubezpieczeń społecznych będzie migracja. Tyle, że według prognozy Eurostatu, jeśliby próbować utrzymać zasób ludności w wieku 20-64 lata na dzisiejszym poziomie dzięki napływowi imigrantów, to ich odsetek w 2050 r. powinien wynieść ok. 45 proc., a Polska musiałaby stać się krajem wielokulturowym, krajem masowej migracji. Czy to właśnie nas czeka?
8803787
1