Polacy podczas kupowania produktów spożywczych nie zwracają uwagi na ich wartość energetyczną. Jedynie co trzecia osoba sprawdza na etykiecie datę przydatności wyrobów do spożycia - powiedzieli eksperci w środę na konferencji prasowej w Warszawie.
Dr Agnieszka Jarosz z warszawskiego Instytutu Żywności i Żywienia powiedziała, że należy czytać etykiety, bo o naszym zdrowiu w znacznym stopniu decydujemy już wtedy, gdy w sklepie wybieramy konkretne produkty spożywcze. Z tego względu czytanie etykiet może być odchudzające, gdy wybieramy żywność o mniejszej zawartości tłuszczu i kalorii.
Niestety, wielu Polaków nie rozumie nawet zawartych na etykietach podstawowych informacji. Z danych przedstawionych na konferencji wynika, że 36 proc. naszych rodaków nie rozróżnia niekorzystnych dla zdrowia tłuszczów nasyconych od polecanych przez dietetyków tłuszczów nienasyconych, zawartych w rybach i oliwie z oliwek.
Jedynie co dziesiąty Polak zwraca uwagę na zwartość soli w kupowanych produktach. Nie zdajemy sobie sprawy, że wiele z nich zawiera duże ilości tego składnika. Z badań opublikowanych w 2008 r. wynika, że w Polsce 63 proc. jej spożycia przypada na solenie, a 37 proc. - na produkty przetworzone. W jednej kromce chleba jest 0,5 g soli kuchennej.
Prof. Hanna Kunachowicz z IŻiŻ podkreśliła, że dla konsumentów szczególnie ważna jest informacja o wartości energetycznej produktów spożywczych. Niektórzy producenci żywności już podają taką informacje na etykiecie swoich wyrobów. Od 2016 r. będzie ona zamieszczana obowiązkowo na produktach spożywczych w całej Unii Europejskiej.
Producenci będą musieli umieścić na etykiecie wartość energetyczna produktów, ilość tłuszczu, kwasów tłuszczowych nienasyconych, węglowodanów, cukrów, białka i soli w przeliczeniu na 100 g lub 100 ml produktów.
W USA wartość energetyczna podawana jest dla całej porcji sprzedawanego produktu, co jest łatwiejsze do przyswojenia dla konsumenta. W UE nie jest to możliwe, ponieważ wytwarzana w poszczególnych krajach żywności nie zawsze jest porównywalna pod względem energetycznym.
"Kromka tego samego chleba ma inną zwartość składników w zależności od tego gdzie został on wypieczony - we Francji czy w Niemczech" - powiedziała prof. Kunachowicz. Dodała, że w Unii nie jest możliwe podanie kraju, gdzie wytwarzane są poszczególnego produkty, gdyż wykorzystywane są w nich składniki często pochodzą z kilku państw.
Zgodnie z rozporządzeniami unijnymi producenci żywności muszą oznaczyć użycie substancji dodatkowych poprzez podanie symbolu E wraz z odpowiednim numerem indentyfikacyjnym. Alicja Walkiewicz z IŻiŻ zwraca uwagę, że określenie "substancje dodatkowe" błędnie kojarzone są wyłącznie z "konserwantami". Oprócz substancji konserwujących określenie to obejmuje również m.in. barwniki, słodziki, wzmacniacze smaku i polepszacze.
"Kolejnym mitem powielanym przez konsumentów jest to, że dodatki do żywności są substancjami wytworzonymi w sposób sztuczny i jako takie nie są one bezpieczne dla zdrowia. Tymczasem, wiele z substancji dodatkowych stosowanych przez przemysł spożywczy występuje w naturze, np. kwas benzoesowy zawarty jest w malinach, śliwkach czy borówkach" - wyjaśnia Walkiewicz.
Specjalistka przyznaje, że nadmierne spożywanie produktów zawierających substancje dodatkowe może wiązać się z potencjalnym ryzykiem dla zdrowia. Należy dlatego wybierać żywność jak najmniej przetworzoną, a codzienna dieta powinna urozmaicona.
Dr Magdalena Białkowska z IŻiŻ zaalarmowała, że jeśli Polacy nie zmienią diety, za 20 lat będziemy mieli epidemię chorób cywilizacyjnych. Powołała się na przeprowadzone wśród osób w wieku 17-79 lat badania NATPOL, z których wynika, że w latach 2002-2011 liczba otyłych Polaków zwiększyła się z 19 do 22 proc. Najszybciej tyją mężczyźni, szczególnie ci do 35. roku życia.
Przewiduje się, że jeśli nic się nie zmieni, to w 2035 otyły będzie co trzeci Polak, a co drugi będzie miał nadciśnienie tętnicze krwi zwiększające ryzyko zawału serca i udaru mózgu. Odsetek chorych na cukrzycę zwiększy się z 6 do 12 proc.
9428266
1