Coraz mniej litrów, coraz mniej kilowatogodzin i bochenków chleba. Mimo coraz wyższych pensji, portfele Polaków wpadły w pułapkę nakręcającej się spirali inflacji, przez co w efekcie stać nas na coraz mniej.
Gdyby spojrzeć na wykres przeciętnego wynagrodzenia w przedsiębiorstwach doszlibyśmy do wniosku, że Polakom wiedzie się coraz lepiej. Ale patrząc na to, ile za tę wyższą pensję możemy kupić, początkowe dobre wrażenie mija.
- Ten nominalny wzrost, który jest obserwowany, jest niestety niższy, niż ten obserwowany. W związku z tym te płace są na poziomach niższych i spadają - mówi Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego - mówi Monka Kurtek, główna ekonomistka Baku Pocztowego. Główny ekonomista Kredyt Banku dodaje, że jest to tendencja, która utrzyma się w całym 2012 roku.
Średnia płaca w Polsce2008 rok - 3428 zł2009 rok - 3552 zł2010 rok - 3847 zł2011 rok - 4015 zł
Główny Urząd Statystyczny
Trzy lata i 200 litrów mniej
I tak w grudniu 2008 roku, za średnią pensję mogliśmy kupić ponad 916 litrów benzyny 95-oktanowej. W grudniu 2011 można było kupić już tylko 716 litrów najpopularniejszego paliwa. Różnice odczuwają kierowcy, w ostatnich dniach odbyły się dwa duże protesty skierowane w stronę rządu.
Bunt kierowców popierają niektórzy ekonomiści. - Unia Europejska dopuszcza możliwość czasowego obniżenia akcyzy i z takiej możliwości rząd powinien skorzystać - uważa Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.
Nie wszyscy popierają jednak taką ścieżkę ucieczki od inflacji. - Nie chodzi o to, żeby obniżyć akcyzę na paliwo, tylko żeby w ogóle w Polsce obniżyć podatki i wtedy zostanie nam więcej pieniędzy w kieszeni i będzie nas stać na to droższe paliwo - tłumaczy prof. Krzysztof Rybiński, rektor uczelni Vistula. Zaraz jednak dodaje: Tylko żeby obniżyć podatki, najpierw trzeba obniżyć wydatki.
Zaczyna się od energii
Na razie wydatki, ale te gospodarstw domowych cały czas rosną. Drożeje gaz i prąd i to w tempie szybszym, niż zwiększają się nasze pensje. A warto pamiętać, że ceny tych nośników energii są pod państwową kontrolą Urzędu Regulacji Energetyki. Pomimo tego, zdaniem ekonomistów, sam rząd nie ma już dużego pola do manewru. - Jeżeli decydujemy się na to, że pewne rynki regulujemy, to musimy robić w taki sposób, który nie zagrozi funkcjonowaniu tych firm, które są dostawcami tej energii - wyjaśnia Jakub Borowski.
I właśnie dlatego powinniśmy w tym roku spodziewać się podwyżki gazowych taryf. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo chce wzrostu dwucyfrowego, ale URE dotąd jej nie zatwierdził. Trzeba też pamiętać, że każda podwyżka cen paliw, gazu czy prądu przekłada się na podwyżki cen szeregu innych towarów, np. chleba. W grudniu 2011 roku, mimo znacznie wyższych wynagrodzeń mogliśmy kupić tyle samo bochenków, co w 2008 roku - ok 1570. Rok 2009 i 2010 były pod tym względem dużo lepsze z wynikiem odpowiednio - 1719 i 1652.
Dwie strony medalu
Zdaniem wielu ekonomistów głównym powodem drożyzny są jednak przede wszystkim czynniki zewnętrzne. - Główne czynniki są poza Polską. To są ceny surowców i kurs walutowy - mówi ekonomista Ryszard Petru.
Kurs, który powoduje, ze nasze pensje w euro w ciągu ostatniego roku spadły do poziomu sprzed dwóch lat. Z jednej strony przekłada się to na większą konkurencyjność naszej gospodarki, a z drugiej powoduje, że stać nas na coraz mniej.
7801621
1