Kilkaset sopockich i gdańskich kasztanowców zostało uzbrojonych w specjalne opaski nasączone mieszanką kleju i feromonów płciowych wydzielanych przez samice szrotówka kasztanowcowiaczka. Gdy wiedzione miłosnymi zapachami samce wejdą na folię, skończą swój żywot.
Botanicy i entomologowie od lat szukają sposobów na uratowanie kasztanowców atakowanych przez żarłoczne larwy motyla - żerują one na liściach i osłabiają drzewa do tego stopnia, że te obumierają w ciągu kilku lat.
Szrotówek kasztanowcowiaczek ma niecałe 4 mm, a rozpiętość jego skrzydeł sięga 1 cm. Poczwarki zimują na starych liściach leżących pod drzewami. Budzą w się w końcu kwietnia i wędrują po pniach do korony drzew. Samice składają na zewnętrznej stronie liści kasztanowca około 40-60 jaj, z których po 10 dniach wylęgają się larwy i natychmiast zaczynają wgryzać się w miękisz liści, zaś po 6 tygodniach przechodzą w stadium poczwarek, z niektórych wylatują motyle, dając początek nowemu pokoleniu, ale około jedna trzecia poczwarek, owiniętych w gruby kokon, czeka do przyszłego roku.
- Dwa lata temu stosowaliśmy szczepienia - mówi Magda Czeczeczko z sopockiego magistratu. - Żeby wstrzyknąć lekarstwo, trzeba było robić nawierty w drzewie. Okazało się, że z 50 leczonych w ten sposób drzew sporo zostało mechanicznie uszkodzonych. Teraz postanowiliśmy zastosować inną metodę. Owinęliśmy pnie folią z lepikiem wymieszanym z feromonami. Te skomplikowane związki chemiczne produkowane przez owady służą do odnajdywania się osobników tego samego gatunku. Są odczuwalne dla osobnika płci przeciwnej ze znacznej odległości, a co więcej, są silnym afrodyzjakiem.
Owady, które zimują w liściach, gdy wspinają się po drzewie, wchodzą na folię, przyklejają się i giną. Kolejnym krokiem w walce z natrętami będzie zamontowanie w koronach drzew "klatek" wypełnionych wodą i nasączonych feromonami. Latające samce zwabione miłosnym zapachem samic wpadną tam oszołomione i utopia się. Aby wspomóc zniszczenie populacji żarłocznego motyla, w marcu dodatkowo umieszczono na 150 kasztanowcach budki lęgowe dla sikorek, które są naturalnym wrogiem szrotówek.
- Mamy w Gdańsku około 3 tys. kasztanowców - opowiada Andrzej Dąbrowski, kierownik utrzymania zieleni w gdańskim UM. - Na przeszło 500 założyliśmy opaski lepikowe. Dodatkowo w pobliżu występowania tych pięknych drzew założyliśmy pół tysiąca budek dla sikorek i innych wróblowatych, które żywią się szrotówkiem. Do tej pory w Gdańsku nie padł żaden kasztanowiec, ale póki można, trzeba chronić drzewa przed żarłocznymi owadami.
Skąd się wzięły kasztanowcowiaczki?
Miniaturowy motyl - Cameraria ohridella - pojawił się 17 lat temu w Macedonii nad jeziorem Ohrid. Motyl od razu masowo zaatakował całą populację kasztanowców zwyczajnych. W ciągu kilkunastu lat od pojawienia się szrotówka zarażona została większość kasztanowców w Niemczech, Austrii, Czechach, Francji i na Węgrzech. W Polsce, gdzie szkodnik grasuje od pięciu lat, jedynie na Pomorzu uchowały się jeszcze zdrowe drzewa.
Pierwsza hipoteza zakłada, że motyl o sześciomilimetrowej rozpiętości skrzydeł występował w Europie już w zamierzchłych czasach, jeszcze przed okresem wielkich zlodowaceń. Według drugiej, szrotówek przywędrował do Europy z innego kontynentu, prawdopodobnie z Azji. Badania genetyczne odkryły jeszcze jedną zagadkę: wszystkie szrotówki w całej Europie genetycznie są do siebie bardzo podobne. Co oznacza, że pochodzą z jednego miejsca na ziemi. Gdyby udało się znaleźć rodzinne strony motyla, być może udałoby się powstrzymać inwazję. W internecie od razu pojawiły się głosy fantastów, że sztucznie wyhodowany gatunek wymknął się badaczom.
Motyl nie zabija kasztanowców, tylko je osłabia - 200 do 300 larw żeruje na miękiszu liścia, obniżając jego zdolność do fotosyntezy. Zaatakowane liście żółkną, kurczą się i mogą przedwcześnie opadać. Czasem drzewo stara się odtworzyć listostan, a nawet potrafi powtórnie zakwitnąć. Zniszczone liście żółkną, brunatnieją i zasychają już w czerwcu. Zdarza się, że po dwóch latach drzewo umiera.