Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego chce kupić 95 samochodów za blisko 2 mln zł. Minister rolnictwa nic o tym nie wiedział.
Jak dowiedziała się gazeta, prezes KRUS Jan Kopczyk został niespodziewanie
odwołany z urlopu - w środę będzie tłumaczył się przed ministrem rolnictwa ze
swojego pomysłu kupna ok. 100 samochodów osobowych. - Prezes musi nas
przekonać, po co KRUS są te samochody, do tego w takiej liczbie – mówi
wiceminister rolnictwa Stanisław Kowalczyk.
O tym, że KRUS chce kupić
blisko sto samochodów, nic nie wiedziano w resorcie rolnictwa. Chociaż minister
nadzoruje działalność KRUS i walczy o jego budżet (w tym roku to 15,6 mld zł) na
posiedzeniach rządu, to interesują go głównie wypłaty dla rolników rent,
emerytur, świadczeń powypadkowych itp. "Plany finansowo-rzeczowe" samej
instytucji, czyli to, co KRUS potrzebuje na swoją działalność, nie podlegają
ministrowi.
Termin składania ofert przez firmy samochodowe upływa 20
sierpnia. Większość z aut (86 sztuk) to samochody małe do 1150 cm sześc.
pojemności, zaś dziewięć aut to samochody typu combi o pojemności do 1600 cm
sześc.
Zdaniem odpowiedzialnego za zbieranie ofert przetargowych
pracownika KRUS Piotra Mirona firma chce na zakupy przeznaczyć 2 mln zł i
pieniądze te są zapisane w jej planie finansowym. Według rzecznik kasy Marii
Lewandowskiej zakup samochodów to nie żadna ekstrawagancja, tylko rutynowa
wymiana starych, wysłużonych "maluchów" i polonezów. Nasi inspektorzy jeżdżą
po kiepskich wiejskich drogach, muszą dojechać do każdego poszkodowanego w
wypadku rolnika, więc nowe samochody są nam niezbędne – mówi
Lewandowska.
KRUS ma ok. 500 samochodów, te przeznaczone do wymiany mają
według naszych informacji po cztery-pięć lat. Według Piotra Mirona na obecnej
wymianie się nie skończy - w przyszłym roku kolejna porcja aut zostanie
zakupiona.
Kupno samochodów wypadło w momencie, gdy rząd myśli o reformie
KRUS i zwiększeniu składek. Rolnicze lobby w Sejmie ostro przeciw niej
protestuje, twierdząc, że rolników na to nie stać. Jednak gdy w kwietniu tego
roku na posiedzenie sejmowej komisji rolnictwa trafiły wyniki kontroli, którą
NIK przeprowadził w listopadzie 2002 r. w biurze zarządu funduszu składkowego
KRUS, przynajmniej część posłów zmieniła zdanie na temat tej instytucji. Okazało
się, że KRUS utrzymuje tzw. radę złożoną z rolników, a właściwie chłopskich
związkowców. W radzie jest 50 osób, które reprezentują wszystkie związki
zawodowe rolników. Za posiedzenia w radzie biorą pensję, ale oprócz tego KRUS
finansuje ich wyjazdy, także zagraniczne, seminaria i różne imprezy. Z kontroli
NIK jasno wynikało, że rada to faktycznie sposób na finansowanie przez KRUS
rolniczych związków zawodowych. NIK wykazał też, że fundusz składkowy "nie
trzyma dyscypliny finansowej".
Z naszych informacji wynika, że Wojciech
Olejniczak, nowy minister rolnictwa, chciałby pozbyć się w ogóle rady rolników,
a najchętniej przekazać nadzór nad KRUS ministrowi pracy, któremu podlega też
ZUS, i w ten sposób zrównać w prawach obie instytucje.