Po wiosennym wypalaniu traw na łąkach i nieużytkach, przyszła kolejna plaga pożarów. Tym razem rolnicy, którzy kończą właśnie żniwa, podpalają ścierniska, a nawet słomę. Przy wysokich temperaturach i silnym wietrze takie pożary to ogromne niebezpieczeństwo. Niestety rolnicy od lat pozostają głusi na prośby, groźby i kary. Nie odstrasza ich nawet to, że mogą stracić unijne dopłaty.
Kłęby dymu i płomienie to teraz na polach widok niemal tak częsty jak pracujące kombajny. Powód jest prosty: rolnicy, którzy nie hodują zwierząt, po żniwach nie mają co zrobić ze słomą, dlatego puszczają problem z dymem. Właśnie tak, jak ten gospodarz spod Kańczugi.
Strażacy niemal codziennie odbierają zgłoszenia o pożarach. Wypalanie ściernisk jest niebezpieczne, bo ogień może łatwo przenieść się na przykład na pobliskie gospodarstwa, albo na sąsiednie uprawy. Dym jest też groźny dla podpalacza. W płomieniach giną zwierzęta, ptaki i owady. Ogień wyjaławia ziemię. Rolnicy, którzy wypalają pola i łąki tracą też unijne dopłaty. Unijne dotacje to od 200 do około 500 złotych za hektar, w zależności od uprawy.