Dyrektor sklepu, zarządca dworców, a nawet prezes spółdzielni mieszkaniowej - w urzędzie pracy znajdziemy coraz więcej ofert na wysokie stanowiska. Chętnych nie brakuje - czytamy w "Życiu Warszawy".
Gazeta pisze, że szefem spółdzielni może zostać osoba mająca trzyletnie doświadczenie na tym stanowisku. Niezbędna jest też licencja zarządcy nieruchomości i znajomość komputera. Za pracę na pół etatu prezes ma dostawać 3 i pół tysiąca złotych miesięcznie. "Życie Warszawy" dodaje, że lepsze warunki proponuje pracodawca specjaliście do spraw rozwoju franczyzy.
Osobie z kilkuletnim doświadczeniem zawodowym w prowadzeniu projektów franczyzowych i budowaniu spożywczych sieci proponuje nawet 10 tysięcy złotych. "Urząd pracy zawsze był postrzegany jako miejsce, gdzie pracę znajdują tylko osoby z niskimi kwalifikacjami" - mówi gazecie Katarzyna Żach z powiatowego urzędu pracy. Dodaje, że jest to bardzo błędna opinia, bo urząd poszukuje coraz więcej specjalistów i kadry kierowniczej.
Niemniej - zwraca uwagę "Życie Warszawy" - większość poszukiwanych pracowników to jednak osoby z niskimi kwalifikacjami, jak "osoba do produkcji pierogów i klusek" (stawka 8 złotych za godzinę), zbieracz pieczarek, hafciarz (obaj najniższa krajowa), dostawca pizzy (500 - 2 tys. zł na umowę-zlecenie) czy "sprzedawca w sklepie winno-spożywczym" (1800 złotych na miesiąc). "Takie oferty nadal cieszą się większym powodzeniem. Na stanowisko, na które nie potrzeba kwalifikacji, mamy po kilkadziesiąt zgłoszeń, na wyższe stanowiska - najwyżej kilka" - mówi "Życiu Warszawy" Katarzyna Żach.