Rosnące podatki obciążające pracę zmniejszają konkurencyjność polskiej gospodarki i kreują jej negatywny obraz w oczach zagranicznych inwestorów - czytamy na stronie forbes.pl. Ich podnoszenie to nie tylko strzał w stopę w dobie malejącej aktywności gospodarczej i rosnącego bezrobocia, lecz także zupełnie nieskuteczne narzędzie w walce z kryzysem. W tym kontekście wyniki cyklicznego raportu OECD Taxing Wages poświęconego właśnie opodatkowaniu pracy są co najmniej niepokojące
W 2012 r. polski klin podatkowy, czyli różnica między całkowitymi kosztami pracy a płacą netto jako procent całkowitych kosztów pracy, wyniósł niemal tyle samo, ile średnia OECD (35,5% w Polsce i 35,6% w krajach OECD). Na tym jednak dobre wiadomości się kończą.
Równocześnie zajęliśmy bowiem pierwsze miejsce w grupie krajów, w których obciążenia podatkowe wzrosły napędzane rosnącymi składkami na ubezpieczenia społeczne. W 2012 r. rząd Donalda Tuska „z bólem” i „tymczasowo” – bez jakiejkolwiek debaty – podniósł składkę rentową o dwa punkty procentowe, odwracając tym samym pozytywny trend ograniczania klina podatkowego w Polsce. Nieco większy wzrost obciążeń podatkowych (spowodowany wzrostem PIT) odnotowano jedynie w kryzysowej Hiszpanii.
Z całej kwoty, którą fiskus pobiera z naszego wynagrodzenia, jedynie co szósta złotówka trafia do budżetu, finansując usługi publiczne. Resztę – aż 85% ciężaru podatkowego! – przejada system ubezpieczeń społecznych, wypłacający bieżące świadczenia. Dodajmy, że i tak dotowany z budżetu państwa. Skąd zatem patriotyczny ton zachęcający do płacenia podatków, skoro zdecydowana większość środków nie ma wpływu na poprawę jakości usług, z których korzystamy na co dzień?
I następna zła nowina: rzeczywisty klin jest wyższy niż ten prezentowany w raporcie. Wynika to z zawiłości metodologicznych OECD, które sprawiają, że w kalkulacjach nie uwzględniono części naszej składki emerytalnej przekazywanej do OFE. Aby poznać faktyczne obciążenie podatkowe pracy, należałoby dodać do tego prezentowanego w raporcie kolejne 2,3 punktu procentowego.
W strategii rządu po organizacji Euro 2012 przyszedł czas na rok rodziny. Niestety wyłącznie w sferze symbolicznej, bowiem nasz system podatkowy zdecydowanie nie jest narzędziem polityki prorodzinnej. Kliny podatkowe w Polsce, obok Estonii i Chile, charakteryzują się najmniejszym zróżnicowaniem (progresją) wśród wszystkich krajów OECD. Singiel zapłaci niewiele tylko większy podatek od wynagrodzenia, niż małżonek z dwójką dzieci, także wówczas, gdy jest jedynym żywicielem rodziny. W 2012 r. obciążenia podatkowe dla rodzin wyniosły 29,6%. Wygląda na to, że ulga prorodzinna jest taką tylko z nazwy.
Od 2009 r. stawki podatku PIT w Polsce nie uległy zmianie, podobnie jak wysokość rocznego dochodu będącego progiem podatkowym. W efekcie coraz więcej Polaków płaci stawkę 32% zamiast 18% tylko dlatego, że ich płace podążają za inflacją, czego nie można powiedzieć o progu podatkowym. W latach 2009-2011 liczba takich osób, płacących podatek dochodowy według wyższej stawki, wzrosła aż o 134 tysiące.
Niestety lektura kolejnej edycji raportu OECD, już za dwa lata, z pewnością nie poprawi nam humoru. I nie chodzi tylko o pozycję Polski w rankingu, ale o konkurencyjność gospodarki przejawiającą się w kosztach pracy. Ulgi prorodzinna i internetowa już zostały obwarowane restrykcjami, przez co skorzysta z nich mniej osób. „Tymczasowa” podwyżka składki rentowej prawdopodobnie podzieli los VAT-u, który w najbliższych latach nie wróci z poziomu 23% do poprzedniej stawki. Możemy też zapomnieć o waloryzacji progu podatkowego. Fiskus zjada nasze dochody i przeznacza je głównie na świadczenia socjalne. Na usługi publiczne, i tak zresztą wątpliwej jakości, przeznacza tylko niewielką ich część.
8905939
1