Prezydent zawetował we wtorek ustawę, dzięki której miałoby być w miastach więcej tanich działek pod budownictwo mieszkaniowe. Chodzi o nowelizację ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych, która miałaby od 2009 r. wyłączyć spod jej działania grunty rolne w granicach administracyjnych miast. Właściciele tych gruntów nie musieliby już uzyskiwać zgody na zmianę przeznaczenia tej ziemi, np. pod budownictwo mieszkaniowe, a następnie zdobywać decyzji wyłączającej ją z produkcji rolnej.
Odpadłyby też koszty z tego tytułu, np. za hektar gruntu klasy V trzeba zapłacić równowartość 200 ton żyta (jego cenę ogłasza GUS). Dziś jest to przeszło 111 tys. zł. W przypadku tysiącmetrowej działki opłata wynosi więc 11,1 tys. zł.
Tego typu ułatwienie zaproponowała sejmowa komisja "Przyjazne państwo" pod przewodnictwem Janusza Palikota. W pierwotnej wersji projektu odrolnione miały być wyłączone grunty rolne klasy od IV do VI, czyli te najgorsze.
Przeciwko noweli głosowało Prawo i Sprawiedliwość, mimo iż jako pierwszy z inicjatywą odrolnienia gruntów w obrębie większych miast (w których są prezydenci) oraz gruntów klasy od IV do VI poza miastami wystąpił w sierpniu 2007 r. rząd... Jarosława Kaczyńskiego. Poprzedni Sejm nie zdążył jednak uchwalić tej ustawy mającej ożywić budownictwo mieszkaniowe, m.in. wskutek blokowania projektu przez PO i SLD.
Dlaczego prezydent Lech Kaczyński zawetował bardzo zbliżone rozwiązania? W uzasadnieniu wyjaśnia, że poprosiło go o to Towarzystwo Urbanistów Polskich i Prezydium Komitetu Przestrzennego Zagospodarowania Kraju Polskiej Akademii Nauk. Według ekspertów "wejście w życie ustawy w proponowanym przez parlament kształcie, przy nieskutecznym systemie planowania przestrzennego, może doprowadzić m.in. do dewastacji cennych przyrodniczo fragmentów krajobrazu, wzrostu ruchu samochodowego i niekontrolowanego rozwoju budownictwa".
- Argumenty w sprawie weta są demagogiczne. W dodatku wypowiadają je organizacje, którym w dużej mierze zawdzięczamy ów nieskuteczny system planowanie przestrzennego - komentuje przewodniczący prezydium Konferencji Inwestorów Ryszard Kowalski. - Wyłączenie gruntów rolnych spod ochrony nie oznacza automatycznej zgody na ich zabudowę. W tej kwestii ostatnie słowo należy do gminy, która określa sposób zagospodarowania ziemi.
- Miasto nie jest do orki. Tymczasem np. w Warszawie ponad 30 proc. gruntów ma status rolnych - dodaje wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacek Bielecki.