Odpady czy produkty uboczne? Od 2 lat trwa spór branży mięsnej i utylizacyjnej z Ministerstwem Środowiska, jak nazwać to, co czego nie można wykorzystać w produkcji. Właściciele firm twierdzą, że nieznajomość unijnego prawa lub zła wola urzędników narażają gospodarkę na wielomilionowe straty.
Według ministerstwa środowiska odpadem jest to czego zakład nie może wykorzystać. Specjaliści od przetwórstwa mięsnego i utylizacji, powołując się na unijne rozporządzenie, tłumaczą, jednak, że nie wszystko jest odpadem. A w trakcie produkcji artykułów mięsnych powstają tzw. „produkty uboczne”.
Ta wydawałoby się drobna różnica w terminologii ma kolosalne znaczenie. Odpady muszą być utylizowane, natomiast produkty uboczne można szeroko wykorzystywać. Firmy mięsne chciałyby je sprzedawać przemysłowi chemicznemu, kosmetycznemu, mają kupców zagranicznych. Ale nic z tego.
Pozostałości po produkcji, które są zakwalifikowane jako odpady nikt nie kupi. Więc zakłady słono płacą za utylizację.
Według przedsiębiorców gospodarka traci miliony, bo urzędnicy ochrony środowiska stosują stare przepisy, nie respektują unijnego rozporządzenia, dokładnie określającego, co jest odpadem a co produktem ubocznym. Dyskusja trwa.
Prace nad nowelizacją ustawy o odpadach dopiero trwają i tam pewnie terminologia będzie właściwa. Póki co jednak, przedsiębiorcy na próżno przekonują urzędników, że rozporządzenia unijne jest wyższe rangą niż prawo polskie.