Zwróciłam juz jakiś czas temu uwagę, że większość ludzi potrafi jedynie narzekać właściwie na wszystko. Nie ma w sobie za grosz radości i umiejętności cieszenia się życiem i chwilą. Nie docenia tego co ma, chcąc cały czas, pragnąc więcej i więcej. W sumie nie wiem czy to cecha jedynie naszych rodaków, czy też cecha ogólnoludzka. Tak czy inaczej wszędzie słychać utyskiwania i biadolenie, jak to jest fatalnie. Zamiast uśmiechnąć się do siebie i świata, przyklejamy grymas niezadowolenia do twarzy. Chodzimy smutni i przysłowiowo "skwaszeni", nastrajając się do wszystkiego negatywnie. Nie dostrzegamy nic optymistycznego i popadamy we frustrację. W większości przypadków nie potrafimy nawet przyjąć komplementu, jako czegoś naturalnego i całkowicie normalnego. Podchodzimy do nich nieufnie, nie wierząc, albo w ich szczerość, albo prawdziwość. Nie wiem czy bierze się to z naszej niskiej samooceny, niepewności, czy też właśnie z przyzwyczajenia, że na wszystko należy narzekać.
We wszystkich sferach życia jesteśmy malkontentami. Zastanówmy się co moglibyśmy powiedzieć pozytywnego? Co nam się na przykład całkowicie podoba w nas, w naszym życiu, domu, rodzinie? Chyba najbardziej narzekamy na nasz wygląd, prawie nigdy nie jesteśmy z niego w 100% zadowoleni. Stąd załamania nerwowe, mordercze diety, operacje plastyczne. Jak twierdzimy, że podoba nam się nasz nos, to z kolei uszy mamy odstające. Jak jesteśmy według naszej, własnej opinii, odczucia odpowiedniego wzrostu, to twierdzimy, że ważymy za mało, bądź za dużo. Załamujemy się i nasza mina nie jest dziarska. Smutek maluje się na naszej twarzy. Najgorsze jest jest to, że tak jak my widzimy siebie, odbierają też nas inni ludzie. W większości przypadków odbieramy i oceniamy siebie zbyt surowo, a opinie osób trzecich są zupełnie inne. Jednakże wysyłając ze swego wnętrza opinię na zewnątrz - jestem nieudacznikiem, świat zaczyna nas tak postrzegać. Z kolei mając o sobie dobre zdanie, mniemanie, wysyłamy tak zwane pozytywne fluidy i otoczenie to czuje, odbierając nas właśnie w taki pozytywny sposób.
Podobna sytuacja jest również jeżeli chodzi o pracę. Wszyscy narzekają, że jej nie ma, że ciężko, że pracodawcy straszni, że wykorzystują, a jak już mają tę upragnioną pracę, to jej nie szanują. Wymigują się od obowiązków, zajmują się tym, co nie należy. Później z kolei, gdy dojdzie do zwolnienia, narzekanie zaczyna się od początku. Większość osób traktuje pracę jak kierat, zło konieczne, nie potrafi znaleźć nic pozytywnego w wykonywanym zajęciu, a można doszukać się zawsze, bardzo wielu pozytywów. Nie twierdzę, że postępują tak wszyscy, ale skusiłabym się na wygłoszenie opinii, że duża większość. Zawsze znajdzie się powód do tego, by twierdzić, że jest źle i nie tak dobrze, jak być powinno.
Zżera nas zazdrość, że ktoś ma lepiej, czy więcej, nie umiemy cieszyć się z czyjegoś szczęścia, myśląc tylko, że na przykład my tego nie mamy, lub mamy gorzej. Warto było by się tu zastanowić nad tym, o ile bylibyśmy szczęśliwsi, żyjąc po prostu chwilą i nie zastanawiając się nad różnymi przeciwnościami, tym czego nie udało nam się zdobyć czy osiągnąć. To działa deprymująco i nie mobilizuje do jakiegokolwiek działania. Czasem dobrze robi stworzenie rachunku - tak zwane plusy i minusy i wypisanie wręcz sobie, lub ułożenie w głowie, tego co nas powinno prawdziwie cieszyć lub martwić. Dopiero, gdy czarno na białym zobaczymy, że tak naprawdę to nie jest źle, być może to zrozumiemy i przestaniemy zamartwiać się i narzekać. Niedługo lato, zrzucimy grube ubrania, więc może pozbądźmy się także ponurych min, zastąpmy je szerokim i szczerym uśmiechem, by lepiej było nam i spoglądających na nas ludziom.