We wtorek Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o GMO. Wokół pomysłów liberalizacji prawa dotyczącego możliwości uprawy roślin transgenicznych robi się gorąco już od trzech miesięcy. Uaktywniają się mocno przeciwnicy GMO urządzając spektakularne akcje.
Kilka dni temu zieloni z „Greenpeace Polska” protestowali nawet na gmachu Ministerstwa Rolnictwa, gdzie zawiesili ogromny transparent z hasłem „Zakazać upraw GMO”.
Obecne kierownictwo resortu rolnictwa też chętnie zakazałoby uprawy takich roślin, ale liberalizacji prawa wymaga od nas Unia Europejska. Nowy projekt zawiera przepisy utrudniające prowadzenie upraw GMO.
Muszą one być zarejestrowane przez Ministerstwo Rolnictwa, a producenci zobowiązani są do utrzymywania odpowiedniej odległości między uprawami transgenicznymi a konwencjonalnymi. Za nieprzestrzeganie przepisów grożą kary finansowe.
Minister rolnictwa został też upoważniony do wprowadzenia zakazu uprawy tych roślin w przypadku uzyskania informacji świadczących o szkodliwości określonej modyfikacji dla zdrowia ludzi i środowiska.
Czy projekt nowej ustawy ma szansę znaleźć akceptację naszego parlamentu? Czy będzie skuteczną ochroną przed zalaniem naszych pól przed niechcianymi przez wielu uprawami?
Czy możliwe jest skuteczne wprowadzenie stref wolnych od GMO? Dlaczego musimy dostosować się do zaleceń Komisji Europejskiej skoro już kilka krajów wypowiedziało Brukseli posłuszeństwa w tej sprawie?
W rozmowie wezmą udział:
Leszek Korzeniowski – poseł PO
Mirosław Maliszewski – poseł PSL
Romuald Ajchler – Poselski Klub Lewica
Henryk Kowalczyk – poseł PiS
-------------------------------
Może być problem z realizacją unijnego programu „Owoce w szkole”. Ma on promować zasady zdrowego żywienia wśród najmłodszych uczniów. Koszt całej akcji zaplanowano na 12 mln euro, z czego aż 9 mln daje Unia.
Za te pieniądze mają być kupione różne warzywa i owoce, które dzieci będą otrzymywać w szkole. Do akcji zgłosiło się już prawie 9 tys. szkół. Jak na początek to sporo. I gdyby wszystko się udało byłaby nadzieja na powolne zmiany żywieniowych przyzwyczajeń dzieci. Ale na razie nie ma na co liczyć, bo firmy zainteresowane dostawą produktów do szkół zaczynają się wycofywać.
Niedoszli dostawcy twierdzą, że wymagania ARR są nie życiowe i bardzo kosztowne, bo musieliby dostarczyć dzieciom nie tylko świeże, umyte warzywa i owoce, ale także pokrojone w słupki i poukładane w oddzielne opakowania, by można byłoby je zjeść szybko i bez kłopotów.
Takie konfekcjonowanie sporo kosztuje, bo wymaga zatrudnienia wielu osób. Nie da się też zaplanować kosztów samego surowca, którego ceny zmieniają się sezonowo. Trudno więc przewidzieć jakąkolwiek opłacalność takiego przedsięwzięcia. Dlatego ten szlachetny program może po prostu nie wypalić. Albo skończy się na tym, że dzieci będą otrzymywać wyłącznie soki, bo te najłatwiej przygotować i dostarczyć.
Za kilka upływa termin podpisywania umów między szkołami a firmami na dostawy w tym semestrze. Czy da się coś zrobić by udział przedsiębiorców w tym programie był opłacalny a dzieci dostały darmowe witaminy?
Co na to Ministerstwo Rolnictwa odpowiedzialne za realizację programu i za przygotowanie rozporządzenia, które określa wymagania dotyczące obsługi programu. Czy obecne przepisy są rzeczywiście nieżyciowe?
A może my w Polsce we wszystkim widzimy problem i gdy ktoś stawia wymagania to z góry je odrzucamy, bo po prostu mamy taką naturę.
Porozmawiamy o tym z Władysławem Łukasikiem – prezesem Agencji Rynku Rolnego.
Zapraszamy w niedzielę o 8.00
7218165
1