- Ludzie, gdy się ich krzywdzi krzyczą, las nie może protestować - twierdzi Eligiusz Borzęcki, inspektor ochrony środowiska w Starostwie Powiatowym w Zwoleniu. A protest by się przydał - w prywatnych lasach powiatu zwoleńskiego trwa rabunkowy wyrąb drzew na niespotykaną wcześniej skalę.
Lasy prywatne i państwowe podlegają planom zagospodarowania. Według nich prowadzi się określoną gospodarkę, przewiduje kiedy, ile i jakie drzewa można ścinać. Wszelkie zmiany wymagają uzgodnień. W przypadku lasów prywatnych - również ze starostwami powiatowymi, które sprawują nad nimi nadzór.
Wniosek o wyrąb drzew w terminie wcześniejszym, niż to wynika z planu, musi
być odpowiednio umotywowany, na przykład wichurą, która połamała znaczną liczbę
drzew. W powiecie zwoleńskim od kilku lat wichury nie było, za to w kilku
miejscach w lasach widać prawdziwe spustoszenie. Wiadomo też, że nikt ze
starostwem nie uzgadniał wycinki.
Jedziemy wąską dróżką w okolicach wsi
Krzywda. Znaczą ją pnie dopiero co ściętych drzew. Ten, kto je ścinał robił to
nie kierując się żadnymi względami ekologicznymi, a jedynie chęcią zysku i wbrew
wszelkim regułom leśniczym.
- Wybierał nie te drzewa, które ewentualnie
można by usunąć, a tylko większe i położone blisko drogi - pokazuje
Eligiusz Borzęcki. - Teoretycznie i te największe powinny jeszcze rosnąć ze 30
lat, bowiem sosny ścina się dopiero po osiągnięciu 80 lat. Te miały co najwyżej
50.
Droga prowadzi prosto do składowiska ściętych drzew. Są już
pobawione gałęzi i przygotowane do wywiezienia.
- Co najmniej
kilkadziesiąt metrów sześciennych - ocenia Eligiusz Borzęcki. Kolejne
miejsce, tym razem w okolicach wsi Andrzejów. Tu obraz jest jeszcze bardziej
zatrważający - drzewa były ścinane w odległości do kilku metrów od przecinki, a
czasami wręcz wyrywane z korzeniami. Jedne leżą już na ziemi, inne są pochylone
i w każdej chwili mogą upaść wraz z gałęziami i igliwiem. Tu rębacze wycinali
drzewa nie tyko z prywatnej działki, ale również w rozpędzie z działki należącej
do państwa. Obraz zniszczenia maluje się na długości około 500 metrów. -
Próbujemy skontaktować się z właścicielem prywatnej działki, ale
bezskutecznie. Co do działki państwowej to pewne jest, że mamy tu do czynienia z
próbą kradzieży - podkreśla Eligiusz Borzęcki. Te dwa miejsca, nie są
jedynymi w powiecie zwoleńskim dotkniętymi klęską wyrębu. Zdaniem Borzęckiego,
to efekt działania ludzi skupujących drewno, którzy potrafią namówić rolników do
niezgodnego z prawem postępowania. Przyczyną tak wzmożonej aktywności może być
też fakt, że w wielu nadleśnictwach skończyły się już w tym roku limity drewna
sprzedawanego na opał. - Niestety, rolnicy często nie zdają sobie sprawy z
konsekwencji, jakie im grożą za bezprawny wyrąb. Oprócz grzywny sądy orzekają
także obligatoryjnie przepadek pozyskanego niezgodnie z prawem drewna. Sami
handlarze pozostają zwykle bezkarni - dodaje Borzęcki.