To będzie prawdziwe przyspieszenie. Wygląda na to, że Bruksela zaakceptuje 10 kolejnych produktów wyrabianych metodą tradycyjną. Nigdy dotąd, w trakcie naszej 6-letniej obecności w Unii Europejskiej, aż tylu producentów żywności nie złożyło jednocześnie tak dużej ilości wniosków.
Do tej pory naszym producentom udało się zarejestrować zaledwie 15 produktów. Trzy lata temu jako pierwsza na unijną listę trafiła bryndza podhalańska. Ostatni piętnasty produkt został wpisany w połowie grudnia ubiegłego roku.
W tym czasie do Brukseli wysłaliśmy też kilkadziesiąt wniosków z prośbą o unijną ochronę dla kolejnych artykułów, bo przedsiębiorcy zdali sobie sprawę z tego, że sprzedaż takich właśnie produktów przynosi realne korzyści.
Dariusz Goszczyński, ministerstwo rolnictwa: należy pamiętać, że czasami za jednym produktem stoi tysiąc podmiotów. Za miodem spadziowym stoi ponad tysiąc pszczelarzy, za rogalem świętomarcińskim ponad 60 zakładów. Więc te produkty naprawdę mają duży potencjał ekonomiczny za sobą.
Rosnąca lista produktów ubiegających się o rejestracje stawia nas na czołowym miejscu wśród nowo przyjętych państw Unii Europejskiej. Lepsi od nas są tylko Czesi. A większa liczba produktów oznacza więcej pieniędzy.
Paweł Zambrzycki, ARR: są instrumenty unijne pozwalające na udzielanie dopłat do działań promocyjnych, stworzone fundusze promocji też w tym pomagają. My jako administracja też wspieramy producentów organizując spotkania w krajach, gdzie branża chce wywozić swoje produkty.
Z samych tylko funduszy unijnych do dyspozycji producentów jest około 30 milionów euro. Dodatkowo promocję tradycyjnej żywości za granicą mogą wesprzeć krajowe środki. Do dziś na kontach funduszy promocji uzbierało się już ponad 21 milionów złotych.