Ministerstwo ochrony konsumenta nie wyklucza, że część żywności mogła dostać się do sklepów. Dopiero w poniedziałek wyjaśni się, czy nieświeże produkty były groźne dla zdrowia.
Służby weterynaryjne skontrolowały w minionych dniach 20 firm na terenie Niemiec. W Nadrenii Północnej - Westfalii skonfiskowano 2,2 tony podejrzanego mięsa, głównie udek indyczych i gęsich szyjek - podała stacja telewizyjna n-tv.
"Mięso śmierdziało nie do wytrzymania" - poinformował przedstawiciel urzędu ochrony środowiska i kontroli sanitarnych w Oldenburgu, którego opinię zacytował dziennik "Der Tagesspiegel". "Mięso jest zepsute i nie nadaje się do jedzenia" - powiedziała rzeczniczka urzędu. O nieprawidłowościach poinformowała władze jedna z pracownic podejrzanej firmy.
Z informacji "Sueddeutsche Zeitung" wynika, że rodzinna firma miała w powiecie Cloppenburg dwa zakłady. Jeden z nich, w miejscowości Lindern, uzyskał licencję UE i był kontrolowany, Natomiast druga firma, w Lastrup, zajmująca się pakowaniem mięsa, nie podlegała kontrolom. Właśnie tam na wyłożonej folią podłodze w hali przechowywano mrożone mięso, rozmrażano je na powietrzu i przekazywano do drugiej firmy.
Obecny skandal jest już trzecią w ostatnim czasie aferą związaną z nieświeżym mięsem. W połowie października wyszło na jaw, że kilka bawarskich firm deklarowało przeznaczone na paszę odpady z uboju jako pełnowartościowe produkty żywnościowe i eksportowało je za granicę. Do odbiorców we Włoszech, Francji, na Węgrzech i w Niemczech mogło trafić nawet 2600 ton odpadów, nadających się jedynie na paszę dla psów i kotów.
Kilka tygodni wcześniej okazało się, że jedna z niemieckich sieci handlowych zmieniała etykietki na opakowaniach wyrobów mięsnych, których termin przydatności do spożycia upłynął, i wprowadzała je ponownie do sprzedaży.
Niemieckie media ostrzegają, że rosnąca konkurencja między producentami mięsa, prowadząca do ciągłych obniżek cen, wpływa negatywnie na jakość wyrobów.