Wyniki kontroli NIK dotyczące wielkich ferm hodowlanych są wstrząsające. Okazuje się, że ta działalność prowadzona jest praktycznie bez żadnej kontroli, a władze państwowe nie wiedzą nawet ile takich ferm w Polsce działa. Sytuacja opisana w raporcie NIK zakrawa na skandal.
Wielkoprzemysłowe fermy chowu trzody chlewnej od lat budzą społeczne zaniepokojenie. Już sama nazwa „fermy wielkoprzemysłowe” powoduje ciarki na plecach, bo hodowla traktowana jako przemysł, zostaje odarta z resztek humanizmu. Kiedyś rolnicy po prostu hodowali świnie. Dzisiaj wielkie fermy produkuj mięso. Rolnictwo powoli zamienia się w przemył, ze wszystkimi negatywnymi następstwami tej zamiany.,
Olbrzymie chlewnie, na dziesiątki tysięcy zwierząt, stanowią wielkie zagrożenie dla środowiska. Nie ma tam najczęściej warunków dla zachowania jakichkolwiek standardów humanitarnego traktowania zwierząt, nie wspominając już o dobrostanie. Te wielkie kombinaty stanowią też zagrożenie ekonomiczne, bo stanowią niszczącą konkurencję dla rodzinnych gospodarstw chłopskich, prowadzących dotychczas hodowlę świń. Nic więc dziwnego, że wobec powstawania coraz to nowych ferm wielkoprzemysłowych w Polsce, protestowali ekolodzy, a również i zagrożeni w swoim bycie rolnicy.
Pamiętam debatę sejmową, jaka się odbyła w lutym 2004 roku. Ówczesny minister rolnictwa Wojciech Olejniczak zapewniał wtedy solennie, że władza czuwa nad przestrzeganiem prawa przez wielkie fermy i że sytuacja jest pod kontrolą.
Okazuje się, że nic nie jest pod kontrolą
Z raportu NIK, opisującego stan z lat 2004-2006, ale zdaje się nadal w dużym stopniu aktualny, wynika przede wszystkim, że władze państwowe nawet nie wiedzą ile działa ferm chowu wielkoprzemysłowego i gdzie się one znajdują. Nie ma systemu zbierania informacji o wielkości prowadzonych hodowli i właściwie od dobrej woli właściciela fermy zależy, czy się przyzna do prowadzenia hodowli powyżej 2 tysięcy sztuk. Skoro nie ma wiedzy o tych fermach, to i nadzór nad nimi jest praktycznie żaden.
Kontrola NIK punkt po punkcie wymienia rozmaite naruszenia prawa, związane z prowadzeniem ferm, we wszelkich możliwych zakresach – ochrony środowiska, spraw weterynaryjnych, sanitarnych, budowlanych czy wreszcie dobrostanu zwierząt. Najgorzej wygląda nadzór weterynaryjny, który się tymi fermami nie interesuje, traktuje je jako zwykłe gospodarstwa hodowlane. Ale co się dziwić, jeśli ujawniono taki na przykład przypadek, że lekarz weterynarii, teoretycznie odpowiedzialny za nadzór nad fermą, jednocześnie wykonywał w tej fermie odpłatne usługi weterynaryjne.
Mamy do czynienia z niebezpieczną samowolą. Mamy do czynienia z sytuacją zagrażającą zdrowiu ludzi i zwierząt, z sytuacją zagrażającą środowisku, z sytuacją godzącą w równość konkurencji. Tak dalej być nie może. Zwróciłem się do premiera Donalda Tuszka o niezwłoczne wykonanie wniosków NIK i podjęcie wszelkich działań zmierzających do objęcia ferm wielkoprzemysłowych odpowiednim i skutecznym nadzorem. One nie mogą dalej działać tak jak dotychczas, obok prawa, a nawet wbrew prawu.
6855130
1