Władze w Moskwie wstrzymały ruch statków po Zalewie Wiślanym. Zakaz obejmuje przewoźników pasażerskich i handlowych polskich oraz rosyjskich. To kolejny dowód pogarszania się stosunków między oboma krajami.
Od połowy listopada ubiegłego roku Rosjanie wstrzymali też import polskiej żywności. Według szacunków "Rz" wartość utraconego eksportu naszych firm wynosi około 300 mln dolarów.
Decyzje z dnia na dzień
- Informację o tym, że rosyjskie służby graniczne nie będą "w bieżącym sezonie nawigacyjnym" dokonywać odpraw na swojej części Zalewu, dostałem 4 maja. Od razu wystąpiłem do władz obwodu kaliningradzkiego o wyjaśnienie sprawy, ale odpowiedzi nie spodziewam się wcześniej niż w połowie miesiąca. W Rosji trwają teraz permanentne święta - powiedział "Rz" Jarosław Czubiński, konsul RP w Kaliningradzie.
Od kilku lat Rosjanie wstrzymują na krótko żeglugę na Zalewie dwa razy do roku, a potem - po interwencjach Polaków - wznawiają ruch statków. Tym razem sytuacja jest poważniejsza. Oprócz zapowiedzi braku odpraw są także informacje, że stan taki ma trwać do czasu "podpisania przez Polskę i Rosję nowej umowy regulującej żeglugę na Zalewie Wiślanym". Obecnie obowiązująca ustawa regulująca żeglugę po zalewie podzielonym między Polskę i Rosję pochodzi z 1946 r.
- Półtora roku temu strona polska złożyła rządowi rosyjskiemu projekt nowej umowy. Rosjanie nie podjęli w tej sprawie rozmów - dodaje konsul Czubiński.
Tegoroczny zakaz godzi w interesy dwóch polskich przewoźników pasażerskich, których statki i wodoloty pływają z portów Zatoki Gdańskiej i Elbląga do Kaliningradu i Bałtijska oraz w przewoźników rosyjskich transportujących towary z Kaliningradu do Polski. Jerzy Latała, prezes Żeglugi Gdańskiej SA, powiedział "Rz", że z tego powodu jego firma traci dziennie 15 tys. złotych.
Sprawdzona broń
Handlowej broni Rosjanie używają często. Po wstrzymaniu importu polskiej żywności i wielkiej opieszałości w negocjacjach, które miały przywrócić normalne stosunki handlowe, doszło do konfliktu gazowego z Ukrainą, a wkrótce potem na tym samym tle z Gruzją i Mołdawią. Gruzini i Mołdawianie szybko także usłyszeli, że ich wina i koniaki są złej jakości, więc ich import został administracyjnie wstrzymany. Nie przeszkadzało to, że na odbywającym się w ubiegłym tygodniu w Moskwie konkursie wyrobów winiarskich wina gruzińskie z zakwestionowanych dostaw zajęły dwa pierwsze miejsca i otrzymały złote medale. Rosyjskie władze sanitarne twierdzą, że w całym transporcie znalazły pestycydy i metale ciężkie. Dla Gruzji i Mołdawii rosyjski zakaz oznacza dotkliwe straty - trzy czwarte eksportu win tych krajów było kierowane na rynek rosyjski.
W ubiegły czwartek Gruzini dowiedzieli się również, że ich woda mineralna Borżomi nie spełnia norm sanitarnych, a wczoraj, że na terenie Rosji nie są pożądane także warzywa i owoce z tego kraju.
Także Norwegowie nie są w stanie wznowić wstrzymanego cztery miesiące temu eksportu łososi do Rosji. Tak jak w mołdawskich i gruzińskich winach, tak i w norweskich rybach Rosjanie wykryli metale ciężkie.
Z każdym krajem, wobec którego Rosja wprowadziła importowe embargo, miała także zatarg na innym tle. Z Ukrainą o pomarańczową rewolucję, z Polską m.in. o nasze poparcie dla "pomarańczowych", z Norwegią o dostęp do złóż energetycznych, z Mołdawią o Naddniestrze, zaś z Gruzją o Abchazję i Osetię Południową.