Nie doszedł do skutku w pierwszym terminie przetarg na brzeską olejarnię. Nie wpłynęła żadna oferta, ponieważ żaden z inwestorów nie chce zapłacić za "Kamę" wyliczonych przez rzeczoznawców 107 milionów złotych.
Oznacza to, że żaden z oferentów, który brał udział w rokowaniach z syndykiem
nie zdecydował się na udział w pierwszym przetargu i w ten sposób nie ma już
szansy na szybką sprzedaż przedsiębiorstwa.
Jak powiedział
syndyk masy upadłościowej "Kamy Foods" Daniel Dębecki, jedyne co przesłały firmy
zainteresowane kupnem olejarni to pisma o chęci zakupu przedsiębiorstwa ale nie
za 107 milionów złotych. Pojawiają się więc wątpliwości czy uda się sprzedać
olejarnię przed zimą, która jest poważnym zagrożeniem dla upadłego
przedsiębiorstwa.
Byli pracownicy firmy są zawiedzeni obrotem
sprawy i jak twierdzi przewodniczący Komitetu Obrony Praw Pracowniczych przy
"Kamie Foods" Eugeniusz Zwierzchowski.
To że przetarg się nie
odbył ucieszyło jednak przewodniczącego rady nadzorczej "Kamy" Roberta Muchę,
który zapewnił, że grupa, jaką reprezentuje będzie się starała kupić fabrykę w
następnych przetargach za niższą sumę.
Kiedy i na jakich
zasadach, oraz z jaką sumą początkową odbędzie się drugi przetarg na olejarnię
zdecyduje sędzia komisarz nadzorujący postępowanie upadłościowe. Na taką decyzję
trzeba będzie jeszcze poczekać.