Połączenie zakładów azotowych w Puławach i Tarnowie spowoduje powstanie jednej z największych grup chemicznych w Europie i ma uniemożliwić przejęcie kontroli nad Tarnowem przez Rosjan - podaje NaszDziennik.pl. Rolnicy obawiają się jednak, czy tak silny koncern, który stanie się praktycznie monopolistą na krajowym rynku, nie podniesie cen nawozów sztucznych.
Fuzja Tarnowa i Puław wkroczyła w decydującą fazę. Zgodnie z prospektem emisyjnym, trwają obecnie zapisy na nowe akcje tarnowskich Azotów, dzięki czemu udział tej spółki w kapitale ZA Puławy wzrośnie do poziomu nie mniejszego niż 60 proc. (obecnie to tylko 10,3 proc.).
Zdaniem Jerzego Marciniaka, prezesa ZA Tarnów, powstanie nowego koncernu „oznacza zwiększenie jego konkurencyjności na rynku europejskim”. Po połączeniu dwóch największych zakładów azotowych, powstanie rzeczywiście duża firma nawet w skali UE, tym bardziej że już wcześniej tarnowska spółka przejęła kontrolę nad dwoma innymi dużymi przedsiębiorstwami z tej branży: Zakładami Chemicznymi Police i ZA Kędzierzyn. Jednak z punktu widzenia naszej gospodarki najistotniejsze jest to, że ta fuzja ma uniemożliwić przejęcie kontroli nad tarnowskimi azotami przez Rosjan, którzy w tamtym roku bezskutecznie ogłaszali chęć zakupu kontrolnego pakietu akcji ZA Tarnów.
To, co wydaje się korzystne z globalnego punktu widzenia, martwi część rolników, którzy są zainteresowani zakupem nawozów sztucznych. Obawiają się oni bowiem, że nowy, duży koncern zdobędzie na rynku pozycję niemal monopolistyczną i będzie mógł wtedy dyktować swoje ceny, czyli przede wszystkim je podnosić.
Obecnie, np. tona soli potasowej kosztuje około 1450-1500 zł, a saletrzak niemal 1100 zł, a saletra amonowa blisko 1200 zł. Eksperci spodziewają się kilkuprocentowych podwyżek cen przed wiosennymi siewami i zabiegami agrotechnicznymi. I uspokajają, że takie podwyżki mają miejsce każdego roku.
– W listopadzie i grudniu nawozy tanieją, a teraz będą pewnie drożeć, bo pierwsze miesiące roku to zawsze okres wzrostu popytu na ten produkt – tłumaczy Mikołaj Podsiadło, pracownik firmy handlującej nawozami sztucznym i środkami ochrony roślin. Jego zdaniem, wzrost cen nie będzie wyższy niż 5-7 proc. Z kilku powodów, przede wszystkim dlatego, że przy zbyt dużych podwyżkach krajowych produktów opłacalny dla rolników stanie się zakup importowanych nawozów; a ponadto jeśli nawozy byłyby za drogie, to natychmiast spadłby na nie popyt. Podsiadło przypomina, że w przeszłości były już takie sytuacje, gdy załamywał się handel nawozami z powodu zbyt wysokich podwyżek.
A może nawozy potanieją? Na taką możliwość wskazywali przedstawiciele rządu, gdy podane zostały informacje o obniżce cen gazu ziemnego, jaki sprzedaje Polsce Gazprom. A przecież firmy chemiczne, w tym również producenci nawozów, to najwięksi „konsumenci” gazu – bez tego paliwa niemożliwe jest prowadzenie procesów technologicznych i jest to jeden z głównych składników kosztowych.
Tylko że ekonomiści rozwiewają nadzieje rolników, głównie z tego powodu, że obniżka cen „błękitnego paliwa” dla przemysłu jest niewielka, rzędu 3 proc., więc nie spowoduje ona widocznego spadku kosztów. Ponadto chemiczny gigant zapowiada spore inwestycje, więc będzie mu zależało na osiąganiu jak najwyższych przychodów i zysków, aby mieć fundusze na realizację tych planów.
– Ceny hurtowe nawozów, a więc i detaliczne, spadłyby tylko wtedy, gdyby doszło do załamania sprzedaży, ale to chyba nam nie grozi. Wielu rolników już otrzymało dopłaty bezpośrednie lub dostanie niedługo pieniądze i to właśnie oni są w pierwszych miesiącach roku naszymi największymi klientami – mówi Mikołaj Podsiadło.
9489483
1