Bakterie, azotany i mangan to tylko niektóre substancje, jakie każdego dnia wypijają razem z wodą z przydomowych studni polscy rolnicy. Tymczasem wody się nie bada, bo za analizę trzeba płacić.
Nikt nie wie, ile przydomowych studni jest w naszym regionie. Nikt też nie prowadzi rejestrów takich ujęć, bo można budować je bez specjalnego pozwolenia. Tymczasem rolnicy korzystają z przydomowych ujęć, mimo że na wsi jest sieć wodociągowa. Za wodę trzeba zapłacić – zwracają uwagę w toruńskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Poza tym gminy najczęściej "fundują" tylko główną sieć. Za przyłącza płacą mieszkańcy. Zdarza się, że kosztuje to kilkaset złotych.
Nie nadaje się do picia!
Moja woda jest najlepsza, bo ze studni! – chwalą się gospodarze. Ale
pracownicy Państwowej Inspekcji Sanitarnej alarmują, że woda jest
zanieczyszczona. W 60-70 procent studni woda nie nadaje się do picia –
szacuje Jerzy Bieniak z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w
Bydgoszczy. Są w niej bakterie coli, azotany, żelazo i mangan. Studnie są
płytkie i kopie się je blisko przeciekających szamb lub
gnojowników.
Czasy, kiedy przeprowadzano kontrole w gospodarstwach już
minęły. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia z 2002 r., za jakość wody
odpowiada jej właściciel. Monitoringiem inspekcji objęte są tylko te
indywidualne ujęcia i urządzenia, które wytwarzają średnio ponad 10 m sześc.
wody na dobę lub zaopatrują w nią ponad 50 osób. PIS bada też wodę przeznaczoną
na cele komercyjne i publiczne.
Jedna na tysiąc
Za badanie wody w przydomowej studni, z której korzysta tylko jedna rodzina, trzeba płacić. Analiza podstawowa (na obecność m.in. bakterii) kosztuje średnio 300 zł. Być może dlatego zainteresowanych jakością wody z własnego ujęcia brakuje. W 2002 r. Państwowa Inspekcja Sanitarna w woj. kujawsko-pomorskim zbadała tylko 69 studni na wsi. W połowie z nich woda była zanieczyszczona (w ok. 30 proc. zawierała za dużo bakterii coli).
W Toruniu i Włocławku szacują, że na ok. 1 tys. wykonanych prób, 1 proc. to badania wody ze studni wiejskich. Bardzo rzadko zdarza się, aby ktoś zlecał nam badanie wody – mówi Kazimierz Stawicki z włocławskiej stacji. Czasami z naszych usług korzystają osoby, które używają wodę do prowadzenia działalności gospodarczej lub są dostawcami mleka. Wśród klientów są też ci, którzy budują domy i chcą mieć własne ujęcie. - Ale ich na to stać – mówią w Państwowej Inspekcji Sanitarnej.