W Polsce wzrasta liczba łosi, ale nadal nie będzie można na nie polować. Obowiązujące od 2001 r. moratorium, wprowadzające całoroczny zakaz strzelania do tych zwierząt, nie zostanie zniesione - poinformował PAP w czwartek resort środowiska.
Formalnie łoś jest wciąż na liście zwierząt łownych, ale z powodu zmniejszającej się liczby tych zwierząt od 10 kwietnia 2001 r. obowiązuje bezterminowe moratorium, wprowadzające całkowity, całoroczny zakaz polowań na nie. Łoś nie jest na liście zwierząt chronionych.
Według przesłanego w czwartek komunikatu, obecne szacunki wskazują, że w Polsce jest ok. 16 tys. łosi (stan na pierwszy kwartał 2012). To dane zebrane na zlecenie ministerstwa środowiska m.in. przez leśników. Dla porównania przytaczane są dane, według których w 2011 r. było to ok. 10 tys. sztuk. Ministerstwo ocenia, że rozbieżność jest tak duża, że wymaga dalszego sprawdzania i dodatkowej analizy.
"Naszym celem jest dalsza ochrona łosia w Polsce, a kolejne dane pozwolą na lepsze poznanie populacji tego sympatycznego zwierzaka. Na podstawie posiadanych przez nas informacji nie ma potrzeby zmiany strategii wobec łosi, nadal powinny podlegać całkowitej ochronie" - zapewnił Janusz Zaleski, Główny Konserwator Przyrody.
Rzeczniczka resortu Magda Sikorska powiedziała, że moratorium obowiązuje bezterminowo.
Przeprowadzając inwentaryzację zastosowano metodę polegającą na liczeniu osobników w ich siedliskach na głównych terenach ich występowania - wyjaśnił minister. Wyniki będą analizowane przez ekspertów, m.in. naukowców i członków Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Dane zostaną uzupełnione przez informacje z parków narodowych. Ekspertyzy zostaną wykorzystane do dokładnego opisania populacji łosia w Polsce.
Profesor Uniwersytetu w Białymstoku Mirosław Ratkiewicz, który w 2011 r. z naukowcami, studentami i leśnikami przeprowadzał inwentaryzację łosi, podkreślił w rozmowie z PAP, że wówczas stosowano po raz pierwszy inną metodę - tzw. pędzeń próbnych, stad może wynikać bardzo duża jego zdaniem rozbieżność w danych o liczebności. Ratkiewicz mówi, że ta rozbieżność "zaskakuje wszystkich". Ocenia, że rzeczywiste tendencje w populacji łosi będzie można poznać za kilka lat, jeśli będą powtarzane liczenia metodą pędzeń próbnych.
Zespół pod kierownictwem prof. Ratkiewicza przedłożył jesienią 2011 r. ministrowi środowiska strategię gospodarowania populacją łosia w Polsce. Naukowcy po badaniach i inwentaryzacji łosia zaproponowali ministrowi różne rozwiązania, których celem ma być zapewnienie temu zwierzęciu skuteczniejszej ochrony, a jednocześnie minimalizowanie szkód, które łosie powodują np. w lasach, czy też za sprawą wypadków drogowych. Proponowali m.in. dopuszczenie redukcji w wybranych miejscach, po wcześniejszej szczegółowej analizie przez specjalistów.
Profesor Ratkiewicz powiedział w czwartek, że jest zaskoczony decyzją ministra. Tłumaczył, że rozumiałby ją, gdyby w różnych częściach Polski można byłoby stosować różne rozwiązania, bo np. na zachodzie Polski łosi nie ma, a na wschodzie jest ich bardzo dużo.
"Generalnie musimy dbać o gatunek łosia czy wilka, bo są to rzeczy niezwykle cenne w naszej polskiej faunie, a jednocześnie powinniśmy myśleć o elastycznych rozwiązaniach, zależnie od problemu: natężenia szkód czy konfliktów z lokalną społecznością, gospodarką leśną czy łowiecką czy z rolnictwem" - powiedział PAP Ratkiewicz. Uważa, że to działanie w myśl zasady: "myśl globalnie, działaj lokalnie", bo tak była przygotowana strategia. "Myślmy globalnie o łosiu w Polsce, aby pod żadnym pozorem nic mu nie zagroziło (..), ale musimy też pamiętać o lokalnych problemach, o wypadkach, o szkodach od łosia w lasach" - dodał. "Myślę, że regulacja liczebności łosia zaproponowana w naszej strategii jest dobrą propozycją, a przynajmniej najlepszą, jaką udało nam się wymyślić i to wspólnie z myśliwymi i leśnikami" - powiedział.
Z zapowiedzi, że moratorium zostanie utrzymane, jest zadowolony zastępca dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego Andrzej Grygoruk. Park jest ważną ostoją tych zwierząt. "Cieszę się z tego, bo mimo że populacja rośnie, nadal łosi nie ma tak dużo" - powiedział PAP. To właśnie w Biebrzańskim Parku Narodowym łosi jest najwięcej w kraju, ich zagęszczenie tam szacowane jest na więcej niż 10 sztuk na tysiąc hektarów.
W ocenie naukowców z Uniwersytetu w Białymstoku, którzy przygotowali strategię ochrony i gospodarowania populacją łosia w Polsce, optymalna liczba zwierząt na tysiącu hektarów - to pięć sztuk.
Grygoruk wrócił uwagę, że dane zebrane przez leśników mogą być "zbyt optymistyczne". Przypomniał, że trwają badania populacji przy wykorzystaniu telemetrii (20 łosi ma założone specjalne obroże, potrwa to dwa lata - PAP).
Zwrócił uwagę, że łosie z jednej strony są atrakcją turystyczną dla turystów nad Biebrzą, z drugiej - zimą przysparzają szkód właścicielom prywatnych lasów. Jego zdaniem, minister środowiska powinien mieć w przyszłorocznym budżecie więcej pieniędzy, by móc za nie płacić.
Według danych przytoczonych przez resort środowiska, według GUS w 2000 r. było w Polsce 2076 łosi, pięć lat później 3896, a w 2008 r. 6479.
9592481
1