Od pierwszego października polskie zakłady spożywcze teoretycznie nie mogą eksportować żywności do Rosji, jeśli nie posiadają certyfikatów wydawanych przez rosyjskie władze weterynaryjne.
Dotychczas Rosjanie skontrolowali 75 polskich zakładów mięsnych, certyfikaty
otrzymało tylko 19, w tym 4 chłodnie. Mimo, że wszystkie spełniały unijne
standardy.
- Strona polska praktycznie nie miała nic do powiedzenia,
ani też nie mogła negocjować żadnych warunków przeprowadzania tych kontroli.
Inspektorzy rosyjscy przyjechali z Moskwy z gotowymi protokółami kontroli. Po
zakończonym przedsięwzięciu pojechali do Moskwy i decyzje zapadły w Moskwie.
– mówi Jacek Leonkiewicz, Radca Głównego Lekarza Weterynarii.
Zakłady
płacą 5 tys. zł za kontrole, pokrywają także koszty diet i hoteli dla rosyjskich
służb, bo takie warunki narzucili Rosjanie. Ale nie tylko Polacy narzekają na
niejasne procedury i ograniczenia w eksporcie. W Czechach - na 16
skontrolowanych zakładów certyfikaty dostały tylko 4. Narzekają także
Estończycy. Z estońskich przetwórni ryb które przed wejściem do Unii 90% wyrobów
eksportowały do Rosji, certyfikat dostała co piąta.
Ale pomimo barier,
jakie stawia strona rosyjska, przez sześć miesięcy tego roku Polska sprzedała do
Rosji o 25% więcej towarów, niż w zeszłym. Nadal jednak cały czas więcej
kupujemy, niż sprzedajemy. Warunki dla prowadzenia biznesu miała ułatwić
podpisana w 1992 roku między dwoma krajami umowa o popieraniu i wzajemnej
ochronie inwestycji. Strona rosyjska tej umowy jednak nie ratyfikowała, więc
inwestowanie na Wschodzie jest dla polskich firm jest bardziej ryzykowne. Mimo
to polscy przedsiębiorcy zainwestowali w Rosji od 1990 roku około 80 mln
dolarów. Nasze wejście do Unii jeszcze bardziej skomplikowało wzajemne
gospodarcze kontakty z Rosją. Czy zatem gra o rosyjski rynek warta jest
świeczki?