Mokre wybory

Kampania wyborcza coraz szerzej rozpływa się po Polsce. Kandydaci nie bacząc na dramaty ludzi, którzy stracili w tej powodzi wszystko, agitują i obiecują - co to oni nie zrobią po wygranych wyborach. W gruncie rzeczy mają „w głębokim poważaniu” co dalej będzie z powodzianami.
Tylko w okresach przedwyborczych następuje cudowna przemiana plebsu, gminu lub bardziej dosadnie motłochu w elektorat tak pożądany dla władzy. Kandydaci, w tym przypadku na prezydenta szukają posłuchu wśród narodu jak Polska długa i szeroka, no i głęboka. Po wyborach wszystko wraca do normy. Ludzie do zrujnowanych domostw i gospodarstw licząc na jakąkolwiek pomoc w ich dramatycznej sytuacji. Co  prawda premier Tusk obiecał powodzianom po 6 tyś. zł , ale jak to będzie w praktyce zobaczymy. Żywioł póki co, nie poddaje się, pochłaniając kolejne domostwa i całe wsie na swej drodze do Bałtyku. Strach pomyśleć gdy dotrze do Żuław i Gdańska. W ogromie takiej katastrofy środki z rezerwy budżetowej będą niewystarczające łącznie z pomocą UE w kwocie 100 mln euro. Ludzie będą niestety zdani na samych siebie i ewentualnie na solidarność sąsiedzką.
Władza centralna wróci do siebie zajmując się najważniejszymi sprawami kraju. Kraj ten zaczyna się w Al. Ujazdowskich i rozciąga przez ul. Wiejską a kończy się na Krakowskiem Przedmieściu (mowa oczywiście o Warszawie). Z tej perspektywy żadna powódź nie jest straszna, ponieważ ta ich państwo leży ponad 20 metrów wyżej od maksymalnej wysokości fali kulminacyjnej jaka przepłynęła przez Warszawę.
Dlaczego nie ogłoszono tydzień temu stanu klęski żywiołowej każde dziecko w Polsce wie. Gdyby powódź wybrała sobie inny okres czasu, (byle nie przedwyborczy) taki stan najprawdopodobniej byłby ogłoszony. Niestety durny żywioł nie baczy na powagę urzędów oraz kalendarz wyborczy i wylewa kiedy chce i gdzie chce. Na szczęście konstytucja RP przewiduje, że wybory są ważne niezależnie od frekwencji. Nawet jakby zalało całą Polskę a do wyborów poszedł by  sam kolektyw poszczególnych partii byłyby one ważne. Zatem jeśli nie chcemy takie władzy to powinniśmy pójść lub popłynąć w czerwcu do punktów wyborczych i zagłosować zgodnie ze swoim sumieniem. Tylko, że w moim subiektywnym odczuciu jest tak jak skomentowano wybory na Ukrainie, jest to wybór między dżumą a cholerą.
Po wyborach jak zwykle sprawa z czasem przycichnie, wystarczy tylko podjąć kilka spektakularnych działań na pokaz. Wzorem z poprzedniej powodzi z 1997 r. można wybudować kawałek wału tu i ówdzie, nową drogę jakieś osiedle kontenerowe dla powodzian i władza ma spokój do kolejnego kataklizmu. Na systemowe i całościowe uregulowania prawne oraz realizację praktyczną nie mamy co liczyć, biorąc pod uwagę kadencyjność kolejnych ekip rządzących. Tak wielkie i kosztowne inwestycje typu regulacja Wisły lub Odry rozciągające się na kilka lub kilkanaście lat są dla sprawującego w danym momencie rządu (niezależnie od opcji politycznej) nieopłacalne, ponieważ całą śmietankę spiją ich następcy najprawdopodobniej z opozycji. Najśmieszniejsze jest to (żeby nie było to tak tragiczne), że największe i jedyne inwestycje zabezpieczające rzeki w naszym kraju powstały w czasach PRL. Pod tym względem kolejne rządy RP nie mają czym się pochwalić.
Kolejna sprawa już poruszana na naszym portalu to sprawa budowy domów na terenach zalewowych. O co tu chodzi? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o pieniądze. Ktoś wydał zgodę na budowę. Pół biedy jeśli decyzja wynikła z ignorancji, gorzej jeśli za tym kryły się pieniądze. W takim przypadku możemy mówić o pełnej premedytacji narażającej ludzi na straty materialne a nawet utratę życia. Bezmiar zaniedbań, zaniechań, niekompetencji i indolencji władzy od gminy (w mniejszym stopniu) do władzy centralnej (przede wszystkim) jest porażająca. I co?
I nic bo władza to władza i nikt jej nie podskoczy.