Komisja Bałtycka zmniejszyła o 20 procent limit wydobycia dorszów. Na polskie stoły trafi więc o 12 tys. ton ryb mniej. Właściciele kutrów protestują; mówią, że to kolejny cios dla polskiego rybołówstwa. Komisja broni swojego stanowiska.
Komisję Bałtycką tworzą naukowcy i to oni pilnują, by dorsz nie wyginął. Zmniejszenie limitu nie dziwi Jana Chorbowego z Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. Stan stada określany jest jako znajdujący się poza biologicznie bezpiecznymi granicami, a więc może go być za mało, aby zapewnić w miarę bezpieczną odnawialność zasobów. Rybacy twierdzą, że będą zarabiali mniej. Problem w tym, że na każdym rybnym stoisku w Trójmieście można kupić niewymiarowe dorsze; czyli takie, jakich łowić nie można.
A to głównie za sprawą takich połowów zmniejszają się zasoby, a tym samym limity. Dlatego jeden z właścicieli kutrów uważa, iż jego środowisko powinno uderzyć się w pierś. Wycinanie takiego narybku jest skandaliczne. To nie są rybacy, to gorzej niż kłusownicy.
Z szarą sferą usiłują walczyć inspektorzy urzędów morskich. Jednak jest ich za mało i - jak się okazuje - nie radzą sobie z tym problemem.