Z powodu suszy i braku pasz rolnicy chcą więcej za mleko albo będą wyrzynać stada.
Mleko musi zdrożeć, bo go brakuje. - Już dziś większość polskich mleczarni ma problemy ze skupem, nie może pracować pełną parą. A wiadomo, że im mniej wykorzystane moce, tym większe straty dla zakładu. Rolnicy o tym wiedzą i naciskają na wzrost cen - tłumaczy Renata Matczyńska z prywatnej mleczarni Arla Słupsk. A jak mleka brakuje, to mleczarnie podnoszą ceny, by przyciągnąć do siebie rolników i odebrać konkurencji.
Wszystko z powodu suszy i słońca, które wypaliło pastwiska i użytki zielone - właśnie one najbardziej ucierpiały z braku deszczu. Krowom brakuje dobrej paszy, więc dają mniej mleka. Zwykle w sezonie rolnicy ścinają trawy na łąkach dwa albo trzy razy. W tym roku na większości obszarów kraju udało im się zebrać siano tylko raz. Fatalnie wygląda kukurydza, która jest źródłem pasz dla bydła po zejściu z pastwisk, rolnicy robią z niej kiszonki na zimę. Pola są wysuszone, rośliny mizerne, a w niektórych województwach, np. w lubuskim, straty w jej zbiorach dochodzą do 100 proc. Kto nie ma zapasów z zeszłego roku, będzie miał problemy z wykarmieniem bydła na jesieni i w zimie. Już teraz wielu rolników kupuje siano i dokarmia krowy.
Do tego przesuszone łąki i pastwiska trzeba odbudować. Tam, gdzie rośliny kompletnie wyschły, ziemię trzeba zaorać i na nowo zasiać trawy. Koszt takiej operacji przekracza 1000 zł na hektar.
To wszystko oznacza wzrost kosztów produkcji mleka, więc rolnicy chcą za nie dostawać więcej pieniędzy. - Cena musi iść w górę, i to sporo, o 20 proc. najmarniej. Inaczej chłopy będą rżnąć krowy - ostrzega gospodarz spod Mławy, który ma 35 krów mlecznych. Teraz dostaje za litr mleka 1 zł, chciałby więc 1,2 zł. Takiej podwyżki jednak mleczarnie nie przewidują.
- Cena na pewno pójdzie w górę, ale nie więcej niż 5 proc. - uważa Renata Matczyńska. Już dziś płacimy za litr mleka ponad 1 zł, w Niemczech rolnicy dostają 0,26 eurocentów, co przy obecnym kursie wynosi 1,17 zł za litr. Nie możemy kupować drożej od Niemców, bo zacznie się import tańszego mleka.
Podobnego zdania jest Szczepan Skomra, prezes mleczarni Spomlek w Radzyniu Podlaskim. Uważa, że te wyższe ceny utrzymają się do nowego sezonu i wyjścia krów na pastwiska. Jednak skala podwyżki może się zmienić, nikt w kraju bowiem nie robi bilansu paszowego. - A jak nie wiadomo, ile w całym kraju będzie pasz, to nie wiadomo, dla ilu krów ich zabraknie i jak to wpłynie na ceny. Podwyżki jednak będą na mur - zapewnia Skomra.
Dla konsumentów oznacza to wzrost cen mleka i jego przetworów. Wyroby mleczne zdrożeją jednak nierównomiernie. Prawdopodobnie nie zmieni się cena masła, bo mamy go nadmiar, najmniej podrożeją jogurty, bo mleko w ich kosztach stanowi tylko 30 proc. Najwięcej sery żółte, bo tu udział mleka w kosztach przekracza 80 proc.
Zbigniew Kalinowski, prezes mleczarni w Piątnicy produkującej m.in. serki wiejskie przestrzega jednak inne mleczarnie przed podwyżkami. - Polska produkuje wyrobów mleczarskich więcej, niż spożywamy. Każdy wzrost cen może jeszcze bardziej to spożycie obniżyć, a do tego nie wolno dopuścić.
O tym, że część krów z powodu suszy straci życie tej jesieni, przekonani są handlowcy. - Może nawet ok. 5 proc. bydła w całym kraju pójdzie pod nóż, bo rolnicy nie mają czym go karmić - uważa Andrzej Szozda handlujący bydłem na Pomorzu Zachodnim. - Dorosłych krów nikt nie będzie wybijał, bo są zbyt cenne, ale młodsze sztuki, które miały powiększać stada mleczne, zamiast tego wylądują na naszych stołach.
Wyrzynanie bydła nie wpłynie jednak na spadek cen wołowiny w kraju. Jak twierdzi Bogdan Wiatr, eksporter i właściciel ponad 3 tys. sztuk bydła, cała nadwyżka pójdzie do Unii. - Włosi i Hiszpanie są w stanie kupić każdą ilość młodego bydła, jaką im zaoferujemy. Unia ma ogromny i stale rosnący deficyt wołowiny. W 2013 r. ma on przekroczyć 500 tys. ton. Dlatego ceny w kraju nie spadną - zapewnia.