MERCOSUR1
TSW_XV_2025

Miód-Złe rokowania i dobre ceny

4 sierpnia 2010
Wiele nieszczęść dosięgło pszczelarzy w ostatnich latach. Z pewnością jest to najgorszy czas dla pszczelarstwa „od zawsze”, od kiedy ludzkość zajmuje się tymi pięknymi owadami. Nawet laicy, którym pszczoły kojarzą się tylko z żądłami, a co bardziej światłym z miodem, słyszeli o ginięciu pszczół, znikaniu całych pasiek, chorobach, szkodliwych środkach chemicznych, zabójczych dla owadów telefonach komórkowych i innych pasiecznych nieszczęściach…

Co na to najbardziej zainteresowani, czyli pszczelarze? Próbują jakoś związać koniec z końcem, a te są od siebie coraz bardziej oddalone. Bo nie tylko tajemnicze ginięcie czy nawet znikanie pszczół jest udziałem ich codzienności. Pierwszy raz pszczoły w naszych pasiekach zaczęły masowo ginąć przed trzema laty. Jednak to nie jedyny problem. Bowiem nawet ci pszczelarze których pogrom ominął, względnie problem ten dotyczył ich tylko częściowo, nie mają powodów do radości. A to za sprawą pogody, która w ostatnich latach płata figle nie tylko wczasowiczom, właścicielom nadmorskich pensjonatów i sprzedawcom pamiątek na plażowych promenadach.

W minionym sezonie pogoda była wyjątkowo niekorzystna właśnie dla pszczół. Długo ślimacząca się zima spowodowała duże straty w pasiekach na przedwiośniu. Słabsze rodziny pszczele nie doczekały pierwszych promieni wiosennego słońca: cały marzec był mroźny i pszczołom w żaden sposób nie można było pomóc. Te najsłabsze ginęły wyczerpane długą zimą lub z braku zapasów, których nie wystarczyło w gniazdach na tak nietypowo długą zimę. Na szczęście kwiecień przyszedł w swoim czasie i te pszczółki, które przeżyły, szybko zaczęły nadrabiać zaległości w rozwoju.

Niestety, w maju nie dane nam było się cieszyć prawdziwymi majówkami i nocami ze śpiewem słowików. W dzień zimno, w nocy mroźno – to nie pszczelarska pogoda. Tylko w niektórych regionach naszego kraju pszczoły zgromadziły miód z rzepaków, i to znacznie mniej niż zazwyczaj. Pszczelarze to jednak ludzie pełni nadziei, z optymizmem więc oczekiwali kolejnych pożytków świadomi, że po smutku przychodzi radość, a po deszczu – słońce.

Niestety, nie doczekali się. Wraz z końcem maja pogoda popsuła się i nie dało się jej naprawić aż do końca czerwca. Dla większości polskich pasiek to czas najważniejszy dla zbiorów miodu, bo wraz z początkiem lipca i przekwitnięciem lip kończy się okres pożytkowy. A trzeba wiedzieć, że były w Polsce rejony, gdzie padało przez cały czerwiec, a temperatura w niektóre dni nie przekraczała 8°C. W takich warunkach pszczoły nie mogły przynosić miodu i niejeden pasiecznik musiał swoje podopieczne dokarmiać, gdyż w przeciwnym razie zginęłyby z głodu.

Efekt był łatwy do przewidzenia. Wielu z 40-tysięcznej rzeszy polskich pszczelarzy po raz pierwszy w swoim życiu „dołożyło” do swoich pasiek. Na rynku zmniejszyła się podaż miodu. Nie każdy konsument to zauważył, gdyż w sklepach, zwłaszcza tych o większej powierzchni, miodów nie brakło. Ale konsumenci przyzwyczajeni do miodowych zakupów bezpośrednio u pszczelarzy częstokroć nie uzyskali oczekiwanych przez siebie odmian miodów, byli też zaskoczeni niewielkim wzrostem cen.

Większy problem mieli hurtownicy, czyli właściciele firm zajmujących się skupem miodu od pszczelarzy i dostarczaniem jego standaryzowanych partii do sklepów. Ku wielkiemu oburzeniu handlowców pszczelarze nie chcieli sprzedawać miodu po 4,50 zł za kg. Twierdzili, że im się to nie opłaci i przy niewielkiej podaży rynek wchłonie wszystek dobry miód, który znajduje się w rękach polskich producentów.

Rzeczywiście tak się stało. Pszczelarze którzy dotychczas borykali się z nadmiarem produkcji, pozbyli się zapasów miodu już jesienią, i to prowadząc tylko sprzedaż bezpośrednią. Niejeden pasiecznik potem nawet żałował niepotrzebnego pośpiechu, gdyż później – przed świętami Bożego Narodzenia, lub w styczniu, lutym, ten sam miód można by było sprzedać jeszcze drożej. Zresztą firmy zajmujące się obrotem produktami pszczelimi też nie narzekały na brak klienteli: w sukurs wszystkim oferentom miodu przyszła świńska grypa, skutecznie nękająca umysły przeciętnych Kowalskich…

Tak było w minionym sezonie, a co będzie dalej? Zapewne niezbyt różowo tak dla pszczelarzy, jak i dla konsumentów miodu. Tegoroczna zima dała popalić nie tylko drogowcom. Również pszczoły dotkliwie odczuły syberyjskie mrozy i wiele rodzin pszczelich nie dotrwało do odwilży z końca lutego. A na tym nie koniec, gdyż zima trzyma i zdaniem synoptyków ma mrozić do połowy marca lub nawet dłużej.

Nie byłoby w tym nic groźnego, gdyby nie inne, na wstępie wspomniane problemy pszczelarstwa. Otóż pszczoły w pasiekach giną nadal. Nie tylko w polskich, choć to dla nas żadne pocieszenie. Wciąż z dużymi stratami borykają się zarówno pszczelarze amerykańscy, jak i zachodnioeuropejscy, a także rosyjscy, ukraińscy, a nawet ci na dalekim wschodzie Azji. U nas już jesienią niektórzy pszczelarze zauważyli, że w wielu ulach nie ma pszczół, choć jeszcze przed miesiącem kwitło w nich życie. Po ustąpieniu mrozów problem się nie skończył: rodziny pszczele, które przetrwały mroźny styczeń później zaczęły słabnąć i w końcu pszczelarz zastał puste ule! Co się dzieje z pszczołami, tego do końca nie wiadomo, prawdopodobnie przyczyną słabnięcia rodzin są nowe czynniki chorobowe oraz panosząca się już od 30 lat w naszych pasiekach warroza – choroba, z którą nie do końca umiemy walczyć.

Dlatego bądźmy przygotowani na wyższe ceny miodu niż te obowiązujące do niedawna, zwłaszcza na rynku sprzedaży bezpośredniej. Na pewno podaż miodu nie będzie na zbyt wysokim poziomie, nie ma więc powodu, by pszczelarze wyzbywali się go za bezcen tuż po miodobraniu. Znają też coraz lepiej wartość produktu swoich pszczół: pszczelarz to już nie ten biedny emeryt grzebiący w niedzielne popołudnie w pasiece za domem, lecz producent najlepszej i najbardziej potrzebnej zdrowej żywności będącej jednocześnie lekarstwem. Konsument zaś musi zrozumieć, że na zdrowiu oszczędzać nie można, gdyż drugiego zdrowia nikt miał nie będzie.

Powie ktoś: bez miodu można żyć, można go też zastąpić innymi produktami… Owszem, żyć można, lecz co to za życie? Bez cudu natury życie będzie bezbarwne, szare, przecież miód to żywe Słońce w najczystszej postaci! A zastąpić miodu nie można. Żaden produkt nie ma takich właściwości jak prawdziwy miód pszczeli. Miód sztuczny nie wykazuje żadnego działania właściwego aktywności biologicznej prawdziwego pszczelego miodu. Zaś miody importowane często są do tego stopnia standaryzowane i ulepszane w kierunku uzyskania najlepszego handlowego wyglądu, że nie mają żadnych właściwości miodów pszczelich, a już na pewno tych z polskich pasiek. Może z wyjątkiem słodkiego smaku, gdyż konsystencję też mają zazwyczaj inną niż naturalne dzieło sztuki wytworzone przez najpracowitsze owady świata.

Przed nami więc niewiele polskiego miodu, po normalnej, ale nie wysokiej cenie. Miód, nawet ten po 30 i więcej zł za 1-litrowy słoik to najwartościowszy produkt spożywczy i leczniczy sprzedawany za… 30 zł za litr. Wystrzegajmy się zatem tanich produktów oferowanych jako miody: prawdziwy miód nie może być tani!. Wystrzegajmy się też miodów sklepowych; w obecnej sytuacji żaden polski pszczelarz nie sprzeda swojego miodu przetwórcy – hurtownikowi, na pewno zaś nie w cenie, która pozwalałaby na dalszy obrót tym miodem. Prawdziwy miód można nabyć tylko u pszczelarza, najlepiej w jego pasiece lub w jego domu.


POWIĄZANE

W ostatnich latach przemysł rozrywkowy w Polsce przechodzi dynamiczne zmiany. Dz...

W dzisiejszym świecie, w którym technologia jest nieodłącznym elementem życia co...

W dzisiejszym świecie zmiany w gospodarce zachodzą w zastraszającym tempie. Prze...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)Pracuj.pl
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę