To historia o tym, jak prywatna firma dosłownie doiła spółkę Skarbu Państwa - pisze NaszDziennik.pl. Ale inwestycja, która pochłonęła już 70 mln zł – siłownia wiatrowa w Woli Rafałowskiej – finału się nie doczeka.
Sprawę badała prokuratura, a nawet ABW, ale śledztwo umorzono. Do tego w styczniu wojewódzki sąd administracyjny uznał, że pozwolenie na budowę czterech wiatraków wydano z naruszeniem prawa, z czego tylko ucieszyli się mieszkańcy okolicznych miejscowości, którzy od 14 lat protestowali przeciwko inwestycji. Inwestorem była firma Mega, której właścicielem w 2011 r. została PGE Energia Odnawialna, należąca do Skarbu Państwa. Wczoraj w Sejmie podkarpaccy posłowie Piotr Babinetz i Kazimierz Moskal (PiS) pytali, czy spółka podpisała umowę z prywatną firmą Mega na budowę wiatraków. W ich ocenie, w obu podmiotach ważne funkcje pełniły osoby będące bliskimi znajomymi byłego wiceministra skarbu Jana Burego (PSL). Bury jako przedstawiciel właściciela nadzorował budowę siłowni.
– Zainwestowano kilkadziesiąt milionów złotych, a elektrownia nie powstała. Przy okazji zmarnowano ogromne środki – mówi Babinetz.
Scenariusz budowy elektrowni był taki: prywatni biznesmeni założyli spółkę i namówili do współpracy dużą państwową firmę, która we wspólnym przedsięwzięciu obejmuje tylko niewielki procent udziałów. Biznes wymyślono tak, by PGE finansowała przedsięwzięcie, w którym miała zaledwie 15 proc. udziałów. Miał to być sposób na ominięcie ustawy o zamówieniach publicznych, która nakłada na państwowe spółki obowiązek wydawania dużych kwot w trybie przetargów publicznych; w tym przypadku 35 mln zł poszło na turbiny duńskiej firmy Vestas. Ofertę Duńczyków wybrano bez przetargu.
Jednak to PGE EO wzięła na siebie odpowiedzialność za budowę farmy w Woli Rafałowskiej i zobowiązała się do jej sfinansowania. Mechanizm polegał na wielokrotnych próbach dosłownego dojenia państwowego inwestora przez prywatnego partnera. Władzom PGE zarzucano opieszałość wobec niepokojących praktyk spółki Mega i działanie na swoją szkodę. Ostatecznie prokuratura w Rzeszowie śledztwo umorzyła.
Przedstawiciel ministerstwa skarbu uchylił się jednak wczoraj od odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że inwestycja, pochłaniając miliony, została zablokowana i nieukończona. Wracał w swojej odpowiedzi jedynie do decyzji administracyjnych podejmowanych na poziomie starostwa powiatowego i gminy, unikając wyjaśnień na temat odpowiedzialności za fiasko inwestycji w Woli Rafałowskiej ministerstwa skarbu i polityków PSL i PO.
– Budowa zakończyła się fiaskiem. Nikt nie wyjaśnił, dlaczego nie dostrzeżono nieprawidłowości przy tej inwestycji. Wskazywanie wójta czy starosty to jednak za mało w sytuacji, gdy spółka Skarbu Państwa zmarnotrawiła pieniądze publiczne – podkreśla Kazimierz Moskal. Posłowie oczekują, że resort skarbu ustosunkuje się do ich pytań na piśmie.
Mieszkańcy Woli Rafałowskiej i Malawy od początku kwestionowali lokalizację czterech elektrowni wiatrowych w bezpośrednim sąsiedztwie ich domów i pól uprawnych. W końcu udowodnili, że Mega pozwolenie na budowę dostała z naruszeniem prawa. Pierwsza kontrola odbyła się w Starostwie Powiatowym w Rzeszowie i gminie Chmielnik. Potem sprawą zajęła się delegatura NIK, która zakwestionowała pozwolenie na budowę, wysokość i moc turbin.
Ostatecznie wojewoda musiał unieważnić pozwolenie na budowę elektrowni, bo inwestor nie przedstawił raportu środowiskowego. Potwierdził to Główny Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Decyzję o wstrzymaniu budowy podtrzymał Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Dla mieszkańców i właścicieli działek jej powstanie oznaczałoby spadek wartości nieruchomości i konieczność egzystencji w trudnym do zniesienia hałasie. Generowane przez wiatraki infradźwięki dają się mocno we znaki; to fale poniżej progu słyszalności, tj. 20 Hz.
6798090
1