Milion dzieci rocznie ulega w Polsce różnego rodzaju wypadkom. Co dziewiąte z nich wymaga hospitalizacji. Większość wypadków, zwłaszcza takich, do których dochodzi w domu, jest do uniknięcia - podali w środę 27 sierpnia na konferencji w Warszawie eksperci Centrum Zdrowia Dziecka (CZD).
Są to dane szacunkowe, czyli opracowane na podstawie informacji o
wypadkach, jakie docierają do lekarzy; umyka wiele wypadków, których rodzice
nigdzie nie zgłaszają. Liczba ta może być wyższa - powiedziała docent Anna
Dobrzańska z CZD, która pełni funkcję Krajowego Koordynatora ds. Europejskiego
Planu Działań na rzecz Środowiska i Zdrowia Dziecka.
Wypadki zabijają i
więcej dzieci czynią kalekami niż wszystkie choroby łącznie. Jest to główna
przyczyna zgonów dzieci i młodzieży (54%). Najczęściej występujące wypadki to:
upadki z wysokości, zatrucia, przygniecenia, oparzenia, porażenia prądem,
wypadki komunikacyjne, skaleczenia i pogryzienia przez zwierzęta.
70%
wypadków dzieci w wieku do 6 lat ma miejsce w domu. I w większości - jak
powiedziała doc. Dobrzańska - są do uniknięcia. W pierwszym roku życia
najczęściej zdarzają się: upadki (44%) i oparzenia. Później równie często
występują zatrucia i wypadki komunikacyjne.
Zatruciom ulega rocznie około
80 tys. dzieci. Ponad sto z nich umiera. Najczęstszą przyczyną zatruć są leki
(80%), środki chemiczne i stosowane w gospodarstwie domowym.
Z danych
przedstawionych przez Instytut Zdrowia Dziecka wynika, że co roku w 900 tys.
wypadków, jakim ulegają dzieci, konieczna jest interwencja lekarza, zaś 80 tys.
dzieci i młodzieży cierpi z powodu okresowego lub stałego kalectwa,
spowodowanego wypadkami (w tym także przy pracach sezonowych na wsi).
Gdy
dojdzie do wypadku, decydująca dla zdrowia dziecka jest pierwsza pomoc. Czas
od wypadku do objęcia pacjenta opieką medyczną nazywamy "złotą godziną". Ten
czas jest naprawdę na wagę złota - zdrowia, a czasami i życia dziecka -
powiedział dr Marek Migdał z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej terapii
Centrum Zdrowia Dziecka.
Brakuje jednak specjalistów wyszkolonych w
udzielaniu pomocy, a jak powiedział profesor Tadeusz Szreter z Centrum -
bardzo trudno jest znaleźć środki na zaproszenie instruktorów z innych
krajów, którzy pomogliby wykształcić krajowych specjalistów.
W wielu
polskich szpitalach brak także specjalistycznego sprzętu (defibrylatory,
kardiomonitory, pulsoksymetry i pompy infuzyjne), umożliwiającego określenie
stanu zdrowia pacjenta, co pomaga w podjęciu właściwego
leczenia.