Przewidywane duże zbiory truskawek, malin czy wiśni, nie wszystkich cieszą. Producenci obawiają się, że nie będzie ich gdzie sprzedać, a cena nie pokryje kosztów. Sytuacja będzie jeszcze gorsza, jeśli rynek europejski będą zalewały owoce z Chin.
Truskawki na plantacji Tomasza Klejnowskiego obsypane są kwiatami. Dobrze zniosły zimę i jeśli nie będzie niespodzianek pogodowych, plony będą wyższe niż w zeszłym roku.
Opłacalność sprawiła, że wiele małych gospodarstw zainwestowało w nowoczesne plantacje truskawek. Zajmują już one w Polsce ponad 50 tys. ha. Co roku zbiera się z nich 200 tys. ton tych owoców. Bywa, że w środku sezonu w niektórych regionach są kłopoty z ich zbytem.
Producenci sami szukają odbiorców. Tomasz Klejnowski uprawę organizował tak, aby wysyp nie kumulował się w krótkim czasie. Obawia się jednak, że w tym roku trudniej będzie zarobić. Tym bardziej, że na rynek trafia coraz więcej owoców z Chin. - Jeżeli będę zmuszony sprzedawać poniżej kosztów, owoce będą musiały pozostać na polu. – mówi plantator.
Niektórzy producenci owoców truskawek, malin czy wiśni boją się, że będą musieli zmniejszyć uprawy. Domagają się uregulowań rynku owoców miękkich przez Unię Europejską i powstrzymania niekontrolowanego importu spoza wspólnoty.
Wielu producentów owoców myśli o tworzeniu grup producenckich. Także dlatego, by wspólnie organizować eksport do krajów, gdzie towar można sprzedawać po bardziej atrakcyjnych cenach.