No wreszcie, w czymś jesteśmy najlepsi w Europie! Ale... to, niestety, nie powód do dumy. Mamy w rządzie 18 szefów resortów, 91 wiceministrów i 8 sekretarzy stanu w kancelarii premiera - pisze FAKT.pl. Czyli w sumie aż 117 ministrów! Nikt w Unii nie ma ich więcej od nas. I mało kto tyle na swoich ministrów płaci. Ich pensje to ponad półtora miliona złotych miesięcznie. A sekretarki? Limuzyny? Gabinety? Ochrona? Tylko załamać ręce…
Biurokracja to największy wróg, z którym Platforma Obywatelska obiecywała walczyć. Punkt widzenia zmienia się jednak od punktu siedzenia. Kiedy Donald Tusk (56 l.) i jego partia wygrali wybory w 2007 roku, polityków PO ogarnęła zbiorowa amnezja, a urzędników zaczęło przybywać w szalonym tempie. W ciągu kilku lat przybyło ich kilkadziesiąt tysięcy.
Trudno się jednak dziwić, przecież ryba psuje się od głowy, a na szczytach polskiej polityki króluje przekonanie, że ilość oznacza jakość. Właśnie dlatego polski rząd jest niekwestionowanym liderem Europy pod względem liczby ministrów i wiceministrów w rządzie. Mamy ich aż 117. Nawet Chorwacja, która słynie z rozdmuchanej biurokracji nie może nas przegonić. Dla porównania Niemcy, które zamieszkuje ponad 82 mln osób, mają niemal dwukrotnie mniej ministrów niż w 39-milionowej Polsce.
Niestety wbrew przekonaniu rządu, liczba urzędników nie przekłada się na jakość.
Jedyne, co można zauważyć gołym okiem to miliony z kieszeni podatników idące na ich tłuste pensje. Zarobki ministrów sięgają średnio ok. 15 tys. zł. Ich zastępcy i sekretarze stanu mogą liczyć na ok. 12-13 tys. zł.
Oznacza to, że miesięcznie ta armia urzędników kosztuje nas... 1,5 mln zł! Można zatem odczuć – delikatnie mówiąc – zniesmaczenie, gdy przypomnimy sobie zapewnienia premiera, o tanim państwie.