Na stanowiska w rolnictwie wracają ludzie Artura Balazsa. Wśród pracowników centrali Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wrze - z każdym dniem coraz więcej osób zaliczanych do tzw. ludzi Balazsa sięga tu po władzę. Tą, którą niedawno utracili. - Umarł król, niech żyje król. Rządy w Polsce się zmieniają, ale nami zawsze rządzą ci sami od Balazsa - mówi pani Ania.
Artur Balazs uchodzi za ojca chrzestnego koalicji PiS z Samoobroną. To głównie dzięki jego zabiegom i nieustannym wędrówkom między Andrzejem Lepperem a Jarosławem Kaczyńskim doszło do porozumienia, w wyniku którego Lepper został wicepremierem i ministrem rolnictwa. W nagrodę w instytucjach związanych z rolnictwem ludzie Balazsa znaleźli się na wielu kierowniczych stanowiskach. I tak, resortem rolnictwa faktycznie rządził Marek Zagórski, pierwszy zastępca Leppera, KRUS kierował Dariusz Rohde, wiceszefem Agencji Nieruchomości Rolnych był Andrzej Łuszczewski, zaś Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa Mirosław Drygas. To się skończyło jeszcze przed rozpadem koalicji. Najpierw Lepper zaczął pozbywać się ludzi Balazsa z resortu, KRUS i ARiMR. Potem do dzieła przystąpił nowy minister z PiS Wojciech Mojzesowicz, odbierając stanowiska nie tylko działaczom Samoobrony, ale też ludziom Balazsa.
Wielu straciło posady - odeszli sami, zostali odwołani lub przeniesiono ich na niższe stanowiska. Jednak od czasu jak ruszyła kampania wyborcza, ludzie Balazsa znowu wracają do gry. I tak Mirosław Drygas odwołany ze stanowiska wiceprezesa od dwóch dni jest doradcą prezesa ARiMR.
Zastępcą kierownika departamentu obsługi wniosków i odwołań został Marek Dzierbicki, dawny kierowca Balazsa, z okresu kiedy ten był ministrem rolnictwa, po powstaniu koalicji zastępca szefa gabinetu prezesa ARiMR, po rozpadzie kolacji zdegradowany. Renata Łój, dawna sekretarka Balazsa, potem zastępca kierownika kadr, po rozpadzie koalicji pracownica szeregowa agencji została właśnie zastępczynią dyrektora biura zarządzania procedurami (czyli Beaty Gosiewskiej, żony posła PiS). Nowym zastępcą dyrektora biura prasowego mianowano Pawła Wojcieszaka. Jak nam powiedziano nieoficjalnie, w tym ostatnim przypadku aż trzykrotnie do prezesa ARiMR Leszka Droździela dzwonił sam Artur Balazs.
- Nie ma dwóch zdań, jest jakieś porozumienie między PiS a Balazsem. Pewnie Balazs po wyborach znowu będzie tworzył jakąś koalicji. Świetnie się do tego nadaje, bowiem to mistrz piętrowych intryg - uważa działacz PO z Pomorza.
Balazs pojawił się oficjalnie u boku Jarosława Kaczyńskiego na początku kampanii w Wierzochosławicach. Mówiono, że ma walczyć o głosy wsi dla PiS. W zamian miał podobno obiecane drugie miejsce na pomorskiej liście PiS do Sejmu. Niespodziewanie na tym miejscu znalazł się Longin Komołowski, a Balazs w ogóle nie kandyduje. Na Pomorzu mówi się, że po raz pierwszy w życiu Balazs został ograny, i to przez premiera Kaczyńskiego. Ale niektórzy wątpią w taką interpretację, sądzą raczej, że plotki o ograniu rozsiewa sam Balazs, by tym skuteczniej działać na zapleczu. Awans jego ludzi w ARiMR potwierdza tę teorię.
Także zdaniem Janusza Piechocińskiego (PSL) Balazs woli grę zakulisową niż w świetle reflektorów. - Jemu nie zależy na odgrywaniu pierwszoplanowej roli ani posadzie dla siebie. On jest silny siłą swoich ludzi, którym zapewnia dobre posady. Jestem przekonany, że jeśli PiS wygra wybory, to ludzie Balazsa obsiądą resort rolnictwa i wszystkie agencje rolne - uważa Piechociński.
Na wczoraj zapowiedziana była na Pomorzu konferencja prasowa Balazsa, na której miał podobno zaatakować posła Platformy Sławomira Nitrasa. Konferencję przeniesiono na najbliższy wtorek.
6421018
1