Czy powodem śmierci ryb w stawie na terenie skansenu mogła być niebezpieczna bakteria? Tego nie wie nikt, bo Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska tego nie sprawdził. O tym, że coś niepokojącego dzieje się z wodą w stawie w Muzeum Wsi Lubelskiej, napisaliśmy we wtorek. W ubiegły czwartek pracownicy skansenu wyłowili z wody kilkanaście śniętych ryb. Myśleli, że to jednorazowy przypadek, ale martwych ryb było coraz więcej. Przestały zdychać dopiero po kilku dniach.
Natomiast w miejscu, gdzie do stawu wpada Czechówka, zgromadził się ciemny osad. Nawet łabędzie unikały wody.
Okoliczni mieszkańcy podejrzewali, że ktoś mógł zatruć wodę. Pracownicy skansenu zaalarmowali więc Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska.
Ale WIOŚ niewiele zrobił, by wyjaśnić przyczynę śnięcia ryb. Inspektorat pobrał i zbadał próbki wody. Specjaliści stwierdzili, że była dość czysta, zaniepokoiło ich jednak duże stężenie tlenu, znacznie przekraczające normę. Wyniki kolejnego badania były podobne. WIOŚ nie sprawdził jednak, czy ryb nie zabiła jakaś wywołana przez bakterie choroba. Zasugerował, by dyrekcja Muzeum Wsi Lubelskiej zbadała to sama.
- Poprosiliśmy Instytut Weterynaryjny w Puławach, ale oni chcieli badać żywe ryby - mówi Mieczysław Kseniak, dyrektor muzeum. - Poza tym za takie badania trzeba płacić - dodaje. Muzeum nie chciało ponosić kosztów, które by wyniosły około 200 zł. Więc zamiast do Puław, ryby trafiły do specjalistów z Akademii Rolniczej. Ci zrobili zwierzętom sekcję.
- Ryby miały wrzody na powierzchni ciała. To one mogły być przyczyną ich śnięć - mówi Leszek Guz z Zakładu Chorób Ryb i Biologii Akademii Rolniczej, który zrobił sekcję rybom ze skansenu. - Jednak dla karpiowatych w okresie wiosennym takie wrzody są raczej typową dolegliwością. Ryby miały również niepokojąco blade nerki. Możliwe, że jest to wynik zatrucia związkami toksycznymi, ale trudno jednoznacznie określić jaki jest tego powód. Ostatecznie mogłyby to potwierdzić tylko specjalistyczne badania - dodaje.
- Martwe ryby też badamy, na przykład na obecność niebezpiecznych związków chemicznych. Do wykrycia niebezpiecznego pasożyta lub bakterii potrzebne są żywe zwierzęta - informuje doktor Jan Żelazny z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. I zapewnia, że gdyby dostał zwierzęta, przeprowadziłby testy.
Jan Sławomirski, wojewódzki lekarz weterynarii: - Jeżeli jest zagrożenie, że znalezione zwierzęta mogły paść ofiarą choroby zakaźnej, powinno się powiadomić inspekcję weterynaryjną. Wtedy wysyłamy ryby do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego, żeby ustalić przyczynę ich śnięcia. W przypadku ryb ze zbiornika w Muzeum Wsi Lubelskiej nie dostaliśmy takiego powiadomienia.