Feliks Żywica, wierny towarzysz Andrzeja Leppera w latach 90., nie chce już mieć nic wspólnego z "Samoobroną". "Zraziłem się - bo nie może być tak, że 'Samoobrona' - zamiast bronić - okrada najbiedniejszych rolników".
Przez parę lat Żywica przymykał oczy na finansowe praktyki ludzi z otoczenia Leppera. Zbierali od rolników pieniądze za transport dzieci na kolonie, który Żywica finansował. Nie dostawał tej forsy, ale nie protestował. Przynajmniej dopóki te "wziątki" były skromne: od 20 do 50 zł - relacjonuje "Express Bydgoski"."Partia musi mieć kasę na wydatki" - tłumaczył sobie.
W końcu sam dużo Lepperowi zawdzięczał. To do jego ośrodka trafiała większość biednych kolonistów ze wsi. Dzięki pieniądzom z KRUS-u, które Związek Zawodowy "Samoobrona" otrzymywał na odpoczynek biednych dzieci z rolniczych rodzin, ośrodek Żywicy rósł w siłę. Bywało tu w wakacje kilkaset, a raz nawet 1400 dzieci.
Żywicy nie podoba się brak kontroli społecznych pieniędzy w KRUS- ie. "Sępy tam idą" - pomstuje. "Na jedno wiejskie dziecko czyha kilka organizacji, które chcą coś uszczknąć z rolniczego funduszu na biedne dzieci. Wśród nich jest 'Samoobrona'. Ma swoich ludzi w radzie KRUS-u i bez przetargu otrzymuje rok w rok fundusze na organizację bezpłatnego wypoczynku. Pogodziłbym się z tym, że związki nie dopłacają do interesu tych 20 procent, które deklarują" - mówi. "Nie mogę jednak spokojnie patrzeć, jak okrada się dzieci, a pazerność rośnie z roku na rok".
Przez dwa lata nie narzekał, w 2003 r. poczuł, że partyjni koledzy mu zazdroszczą. Najbardziej Teresa Marmucka-Lalka. Wydzierżawiła ona z wojskowej agencji ośrodek wypoczynkowy w Nadliwiu-Strachowie niedaleko Piaseczna i jako członek rady nadzorczej Funduszu Składkowego KRUS-u załatwiła sobie turnusy wypoczynkowe dla 1400 wiejskich dzieci, finansowane właśnie z KRUS- u. W tym celu założyła fundację "Pogodny uśmiech", w której zarządzie zasiadły potem jej siostra i córka. Pozyskała grant na dożywianie dzieci na organizowanych przez siebie koloniach.
Plan nie wypalił do końca, bo zaprotestował Żywica. Na kilka dni przed przyjęciem dzieci w Nadliwiu pojawiła się kontrola. Widok zupełnie nieprzygotowanych do przyjęcia kolonistów pomieszczeń wprowadził ją w osłupienie. Zdewastowane baraki bez łóżek i krzeseł. Żadnych pozwoleń z sanepidu, kuratorium, straży pożarnej. Pojawiły się sugestie, że Marmucka-Lalka chciała wyłudzić pieniądze z KRUS-u. W efekcie 1400 dzieci przyjechało do Gozdawy. "Część umieściłem w moim hotelu w Mogilnie" - wspomina Żywica. "Nie dochodziłem też zwrotu pieniędzy za transport, choć wiem, że od 400 osób Marmucka pobrała po 100 złotych".
"Express" dotarł do powiatowych działaczy "Samoobrony". Tych, którzy zbierali pieniądze na transport dzieci. Dotarł też do organizatorki ubiegłorocznego wypoczynku - Bożeny Garbacz z "Samoobrony". "Nie pamiętam, jakie dopłaty ponoszą rodzice dzieci, które wysyłamy na kolonie" - stwierdziła. "Ostatnio koszty te wzrosły. To może być 100, a czasem i 200 zł".
8321792
1